Jako że mam już kilka lat na karku, to nie obce są mi są czasy kiedy to gry kupowało się na targu, od sprzedawcy który stał za łóżkami polowymi, pełnymi żółtych kartridży. Na moim podwórku chyba nie było osoby, która by się chociaż nie otarła o Pegasusa i klasyki jak Mario, Power Rangers, Duck Hunt czy Contra, z czego ta ostatnia chyba najmocniej wryła się w pamięć wielu z nas. Wspominam o tym wszystkim nieprzypadkowo, gdyż tytuł, o którym chciałbym Wam dzisiaj powiedzieć to czysty powiew nostalgii.

Zacznijmy od tego, że Super Cyborg to nie tyle, co hołd dla Probotectora, co dosłownie jego kopia (a dokładniej to wersji Super C). Probotectora? No właśnie tu mała dygresja, mianowicie w Europie nie było Contry, tylko Probotector, a różnica polegała na tym, że ludzkie postacie zastąpiono robotami, gdyż uznano, że Contra zbyt mocno gloryfikuje przemoc, jak i wojnę samą w sobie. To, że 90% z nas zna Contrę, a nie Probotectora, wynika jedynie z faktu, że graliśmy na piratach.
Na karcie Steam’owej możemy wyczytać, że w wyniku naukowego błędu, kosmiczna istota zwana Xirxul została przywrócona do życia, stanowiąc globalne zagrożenie, my natomiast wcielamy się w elitarnego Cyborga bojowego, który musi go powstrzymać. Nie ma co tu doszukiwać się jakieś większej fabuły — po prostu musimy uratować świat — bo przecież nie dla historii tu jesteśmy. Gameplay to run-and-gun w najczystszej postaci — poruszamy się do przodu (co nie zawsze oznacza o lewej do prawej), wypluwając z siebie salwę naboi w kierunku próbujących nas zabić wrogów.
Do naszej dyspozycji oddano dwa Cyborgi (które dodatkowo możemy customizować poprzez zmianę ich koloru), jednak jest to wybór czysto kosmetyczny. Nasz robo-przyjaciel oczywiście nie jest bezbronny w obliczu natarcia obcych. Walkę rozpoczynamy z podstawowym karabinem, posiadającym dwa tryby — zwykła seria oraz skumulowany strzał (z czego ten drugi wymaga trochę czasu, aby się naładować, a w obliczu fruwających pocisków i skaczących na nas obcych, niezbyt jest czas na takową rzecz). Na każdym poziomie mamy możliwość zamiany aktualnie dzierżonego oręża oraz jego upgrade, wystarczy rozbić latające kapsułki, zanim te wylecą poza ekran (Shotgun 4 Life).









Grafika to 8bit’owy majstersztyk, wyświetlony w proporcjach 16:9 (choć mam wrażenie, że nie do końca dobrze wyskalowany). Design przeciwników, bossów czy samymch poziomów zachwyca i myślę, że gdyby te 25 lat temu na ekranie mojego telewizora wyświetliłoby się to samo, co widzę teraz, to zbierałbym szczękę z podłogi. Dodatkowo, jeśli komuś mało „retro-vibe’u” to w opcjach można sobie odpalić opcjonalny filtr graficzny. Obraz dopełnia ścieżka dźwiękowa w wersji chiptune’owej, idealnie zgrywająca się z tym, co widzimy, będaca zasługą aktywnego demoscenowca (swoją drogą ktoś z Was jeszcze kojarzy czym była/jest demoscena?) .
Przejście gry w teorii zajmuje tyle, co przeciętna produkcja na NES’a, czyli jakieś 60 minut. Rzecz w tym, że teoria często nijak się ma do praktyki i nie inaczej jest w tym przypadku. Do naszej dyspozycji oddano siedem poziomów, z których każdy kończy się starciem z bossem (a ci potrafią mieć dodatkowo kilka form), jednak zanim do staniemy do tego pojedynku, przyjdzie nam się przedrzeć przez fale przeciwników, nadchodzących z każdej strony, często w grupach tworzących mniej lub bardziej skomplikowane oddziały z. Poziom trudności jest wyśrubowany, dokładnie jak w pierwowzorze — jeden fałszywy ruch i po tobie, zgiń kilka razy i zaczynasz poziom od nowa. Mało prawdopodobne, że uda się komuś wyczyścić poziom i pokonać największą kreaturę na dzielni za pierwszym podejściem, zwykle potrzebne jest kilka prób, aby zapamiętać układ planszy i sekwencje ataków. Miłym dodatkiem jest tryb kooperacji.
Jak wspomniałem na początku, Super Cyborg to klon Contry/Probotectora i dokładnie w takiej kategorii powinno się ten tytuł oceniać, gdyż jako własna marka nie ma do pokazania niczego czego gracze by już nie widzieli — choć w tym przypadku to tak naprawdę nic złego. Świetne wykonanie, bezbłędna ścieżka dźwiękowa i brutalny gameplay, który nie wybacza, a pomimo którego ciągle chcesz więcej. Tytuł specyficzny ale jakże grywalny, od siebie polecam każdemu growemu masochiście, który tęskni za starymi produkcjami.

Podziękowania dla wydawcy, za podrzucenie mi kodu na grę.
To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”