Pierwszy raz o Visage usłyszałem dobrych kilka lat temu, kiedy to na Kickstarterze wystartowała kampania, mająca na celu sfinansowanie projektu. Po początkowym zachwycie tym, co twórcy zapowiadali — psychologiczny horror z ciężkim klimatem — projekt przepadł gdzieś w odmętach internetu na dłuższy czas, aby w 2020 roku, w samo Halloween trafić w końcu w ręce graczy. Czy twórcy sprostali oczekiwaniom? Czy Visage rzeczywiście straszy? No i oczywiście, czy warto zagrać? Zapraszam do recenzji!

„Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.”
Alfred Joseph Hitchcock
Ten cytat, mistrza dreszczowców pasuje jak ulał do tego, co ukazuje się naszym oczom po odpaleniu gry. Bez większych wyjaśnień, zostajemy świadkami brutalnego morderstwa trzech osób oraz samobójstwa jego sprawcy. Po tym zachęcającym wstępie budzimy się na zakrwawionej podłodze łazienki w jakimś domu i tu zaczyna się nasza „przygoda”. Kim jesteśmy? Gdzie się znajdujemy? Kim byli ludzie, których nasz bohater przed chwilą zgineli i dlaczego tak się stało? Tego wszystkiego, przyjdzie nam się dopiero dowiedzieć, podczas eksploracji, pozornie zwykłego i początkowo tylko nieco strasznego domostwa.
Cóż, nie wyjaśniłem Wam za wiele, ale zdradzenie czegokolwiek więcej na temat fabuły, zepsułoby zabawę. Zresztą sami twórcy też byli bardzo oszczędni w tym, co przekazywali poprzez swoje media czy trailer gry, aby móc jak najbardziej zaskoczyć graczy.
Czy boisz się ciemności?
Kiedy wrzuciłem fotkę zapowiadającą tę recenzję, jeden z obserwujących mojego Facebooka zapytał mnie, czy rzeczywiście warto sprawdzić, czy też to kolejny symulator chodzenia, jakich namnożyło się przez ostatnie lata. Cóż, jedno mogę Wam powiedzieć, to absolutnie nie jest kolejny, tandetny symulator chodzenia z kilkoma pseudologicznymi zagadkami, wyskakującymi gębami czy goniącymi nas potworami. Ciężki klimat w zasadzie uderza w już na samym początku — wyprane z kolorów otoczenie, gasnące światła i cisza, którą przełamują jakieś skrzypnięcia i trzaski. Na domiar złego, okazuje się, że nasz bohater, niezbyt dobrze znosi ciemność i gdy zbyt długo będziemy przebywać z dala od źródła światła, odbije się to na jego zdrowiu psychicznym oraz tym, co widzimy i słyszymy. Patrząc na to, możecie stwierdzić, że nic prostszego, po prostu trzeba trzymać się z dala od ciemności… tylko że problem jest taki, że to ciemność nie chce zostawić naszego bohatera w spokoju, drzwi się same zamykają, świeczki wypalają, coś wyłącza światła, a zapas tabletek na uspokojenie kurczy się w zastraszającym tempie — podniesione ciśnienie niczym po miksie Redbulla, wódki i paliwa rakietowego gwarantowane.
„Żadne ludzkie oko nie jest w stanie dostrzec owego nieszczęsnego punktu, w którym dziwny zbieg linii i płaszczyzn sugeruje zło w fasadzie domu.”
Kiedy już oswoimy się nieco z koszmarem, w jakim się znaleźliśmy, czas na zanurzenie się w historii, którą przygotowali dla nas psychopaci z SadSquare Studio. Rozgrywka w Visage jest nieliniowa i to od gracza zależy, w jakiej kolejności będzie on poznawał wydarzenia związane z tym piekłem na ziemi, a całość podzielono na cztery, kompletnie różne od siebie rozdziały, z których każdy zaprowadzi nas w kolejny zakątek tego niepokojącego domu, który podobnie jak lokacje w takim Silent Hill, potrafi nagle zmienić się nie do poznania. Każda historia opowiada nam o kimś, kto kiedyś mieszkał w miejscu naszego koszmaru na jawie i przybliży okoliczności, w jakich się znaleźli. Ukończenie kolejnego fragmentu przybliża nas do tego, co kryje się za mroczną historią tego miejsca.
Oprócz „podstawowych” rozdziałów i masochistycznej eksploracji domu z najgorszych koszmarów twórcy dorzucili kilka aktywności pobocznych, jak zbieranie Matrioszek, kart komiksów czy kilka easter eggów, powiązanych z produkcjami, jakimi się inspirowali — wierzcie mi, warto je wszystkie znaleźć i sprawdzić.
Autorzy już na wstępie uprzedzają gracza, że ich produkcja nie należy do najprostszych i trzeba przyznać, że nie kłamią. Od samego początku jesteśmy pozostawieni sami sobie, bez jakichkolwiek wskazówek co dalej i tak jest w zasadzie przez całą grę. Rozgrywki nie ułatwia też to, że niektóre sceny musimy striggerować, gdyż inaczej będziemy wałęsać się po korytarzach domostwa bez końca. Choć finalnie, zagadki wydają się bardzo logiczne to często, cały proces ich rozwiązania, może nas przyprawić o ból głowy. Do tego dochodzi dość kiepsko zaprojektowane sterowanie, konieczność aptekarskiej dokładności w najeżdżaniu na przedmioty i nieprzemyślany system ekwipunku (plusem jest natomiast to, że z czasem dostajemy możliwość gromadzenia przedmiotów w składziku).
Oprawa audiowizualna robi niesamowite wrażenie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że to nadal gra z segmentu Indie. To, co widzimy na ekranie, wykonane jest z niesamowitą dbałością o detale, nie ma tu absolutnie mowy o projekcie typu „kopiuj-wklej”. Audio natomiast to po prostu majstersztyk — trzaski, trzeszczące radio, odgłosy kroków, sapiący oddech, dziwne głosy wydobywające się z elektronicznej niani, dzwonek od drzwi czy trzeszczący telewizor, wszytko to niby klasyki horroru, jednak wykorzystane są tu tak, że nie zliczę ile razy, siedząc w ciemnym pokoju, niespokojnie rozglądałem się wkoło siebie.
Przejście gry zajęło około 11 godzin, podczas których ukończyłem historię, zebrałem połowę znajdziek i odblokowałem ukryte zakończenie. Wynik ten jest dla mnie bardziej niż zadowalający, patrząc, że sporo podobnych tytułów, które pojawiły się w ostatnim czasie, ledwo dobijały do połowy tego czasu. Warto również wspomnieć, że gra otrzymała polskie napisy i choć moim zdaniem nie ma jakiegoś wielkiego wpływu na grę to jest miłym ukłonem w stronę polskich graczy (zważywszy na fakt, że takie Little Hope wydane przez Namco Bandai, który nie należy do najmniejszych wydawców, nie otrzymało tłumaczenia, na co wielu z Was zwracało uwagę pod moimi postami na temat tej gry).
Grę ogrywałem na PlayStation 5 i, pomimo że była to wersja z PS4 odpalona we wstecznej kompatybilności, to nie zauważyłem absolutnie żadnym problemów, które mogłyby, by wynikać z tej sytuacji — swoją drogą mam nadzieję, że twórcy pokusza się o pełnoprawną odsłonę na PS5 (jakby jeszcze wykorzystali możliwości DualSense to już byłaby totalna miazga).

Wszyscy, którzy ubolewali nad skasowaniem P.T i Ci, których smutkiem napawa brak jakichkolwiek ruchów w temacie nowego lub odświeżonego Silent Hill, mogą już przestać się smucić, właśnie dostali godną Visage jest odpowiedzią na ich wołanie. Gra Kanadyjczyków iryguje, straszy i trzyma w napięciu od momentu kliknięcia „Nowa Gra”, aż do napisów końcowych, a wszystko to w świetnie wykonanej oprawie audiowizualnej. Twórcy zainspirowali się największymi klasykami horroru z całego globu, a z ich miksu powstał tytuł, który zapamiętam na długo.
Moja końcowa ocena może być tylko jedna — jeśli tak jak ja, jesteś fanem horrorów, które strach budują klimatem, a nie tylko oskryptowanymi do bólu wyskakującymi potworami i koniecznością ucieczki, to Visage musi koniecznie zawitać na twoim ekranie!!!

Chciałbym jeszcze podziękować ekipie z SadSquare Studio za sprezentowanie mi kopii do recenzji!
To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”