O tym, w co ostatnio grałem słów kilka – Shenmue

Kiedy słyszę tytuł Shenmue to cofam się o kilkanaście lat do tyłu, gdzieś w okolice 2001-2002 roku kiedy to na kanale, kultowego dla mnie (i pewnie nie tylko) kanału Hyper, po raz pierwszy zobaczyłem zajawkę pierwszej części przygód Ryo Hazukiego. Dreamcast był wtedy w moich okolicach tak egzotycznym zjawiskiem, że nie przypominam sobie, żeby którykolwiek z moich znajomych go posiadał, a mnie samego nie było na niego stać. Później jakoś zapomniałem o tytule na długo i przypomniałem sobie o nim w momencie ogłoszenia wersji HD na PlayStation 4. Myślę, że Shenmue mogę śmiało zaliczyć do jednej z tych gier za których przejście zabierałem się niesamowicie długo, bez większego powodu… Czy było to błędem z mojej strony? Zapraszam do czytania!

Gra rzuca nas do 1986 roku, do Japonii i od razu uderza nas pięścią w twarz. Nasz bohater, Ryo Hazuki, po powrocie do domu (i swojego rodzinnego Dojo) jest świadkiem, kłótni jego ojca Iwao z tajemniczym mężczyzną imieniem Lan Di, który żąda wydania mu przedmiotu zwanego „Dragon Mirror”. Ryo chcący pomóc, interweniuje, co kończy się dla niego powaleniem przez ich nieproszonego gościa. Lan Di wykorzystuje obecność Ryo i grozi jego ojcu, że ten zginie jeśli Iwao nie odda mu tego po co przyszedł, zmuszając go tym-samym do ujawnienia miejsca ukrycia artefaktu. Po tym, jak poplecznicy Lan Di odzyskują lustro, wspomina on o człowieku o imieniu Sunming Zhao, który rzekomo został zabity przez Iwao w wiejskiej chińskiej wiosce i stwierdza, że odda on Iwao przysługę i pozwoli umrzeć mu honorowo – „jak wojownik”. Dochodzi do walki, którą jak się możecie domyślić, kończy się porażką Iwao, który umiera chwilę poźniej w ramionach Ryo . Od tej pory to właśnie chęć zemsty na Lan Di jest tym co będzie napędzać Ryo, który postanawia rozpocząć swoje prywatne śledztwo aby znaleźć mordercę swojego ojca…

Ciekawostka, gra pierwotnie tworzona była z myślą o konsoli Sega Saturn, miała się nazywać Virtua Fighter RPG i opowiadać historię jednego z wojowników uniwersum VF – Akiry. Z powodu sytuacji na rynku konsolowym, zadecydowano o przeniesieniu gry na nadchodzącego Dreamcasta, przemianowaniu jej na Projekt Berkley, a następnie Shenmue, rezygnując jednocześnie z wykorzystania marki Virtua Fighter. W internecie można znaleźć materiały wideo przedstawiające pierwsze, działające prototypy produkcji. Myślę, że nawet po tych wszystkich zmianach, można bez problemu stwierdzić, że Ryo to Akira.

Skoro już nakreśliliśmy sobie tło fabularne to przejdźmy do samej gry, bo czym tak właściwie jest Shenmue? Mamy tutaj do czynienia z grą przygodową, osadzoną w pewnego rodzaju otwartym światem, z elementami zręcznościówki i bijatyki. Niezły mix prawda? Sam Yu Suzuki, określa swoją produkcję jako Full Reactive Eyes Entertainment, w skrócie FREE, co doskonale oddaje to w jaki sposób Yu chciał aby jego gra wyglądała – symulator życia z wplecioną historią, która jakby się dobrze zastanowić, mogą wydarzyć się naprawdę. Rozgrywka w dużej mierze opiera się na przemierzaniu kolejnych lokacji, których w grze mamy kilka, rozmawiając z kolejnymi postaciami aby uzyskać dalsze wskazówki co do tego gdzie mamy się udać, z kim pogadać i co zrobić. Tak np. Ryo trafi na trop, że zabójca mógł być Chińczykiem, wiec naturalną koleją rzeczy będzie znaleźć innych chińczyków aby spróbować się czegoś dowiedzieć – po nitce do kłębka. Wszystkie wnioski zapisywane są w notesie do którego możemy wrócić i który jest naszą skarbnicą zawierająca wszystkie informacje jakie udało nam się do tej pory zebrać jak i zaplanowane aktywności.

Świat wykreowany w grze, sprawia ogromne wrażenie, choć nie jest przesadnie wielki, bo to tak naprawdę kilka niewielkich jak na dzisiejsze standardy lokacji, które jesteśmy w stanie przebiec w kilka minut, to sprawia wrażenie żywego i wypchanego masą szczegółów. W miasteczku znajdziemy różnego rodzaju lokalne biznesy, do których możemy wejść i porozmawiać z właścicielami, na ulicach spotkamy miejscowych z których każdy ma nagraną osobą linię dialogową (dosłownie kilkaset postaci i z każdą możesz dłużej lub krócej porozmawiać!). Praktycznie w każdym miejscu jesteśmy w stanie znaleźć jakieś interaktywne elementy – masz ochotę otworzyć każdą z 20 szuflad w szafie, proszę bardzo! Dodatkowo każdy ze znalezionych przedmiotów można podnieść i pooglądać, nawet jeśli nie ma on żadnego zastosowania i znaczenia dla przebiegu gry.

Wszystkie elementy, które opisałem wyżej miały w zasadzie jedno zadanie, stworzyć żyjący świat, odbicie rzeczywistości w grze wideo, tak więc nie mogło tu zabraknąć czynnika czasu. Gra toczy się w czasie „rzeczywistym”, mamy tutaj płynnie zmieniający się cykl dobowy, który oprócz pełnienia roli wodotrysku ma jeszcze jedno zadanie, mianowicie wyznacza tempo rozgrywki i wymusza na graczu planowanie swoich działań. Zdarza się, że aby pchnąć fabułę dalej, musimy się pojawić się w danej lokacji o wyznaczonym czasie – spóźniłeś się? Cóż musisz czekać kolejną dobę aby móc wypełnić zdanie. W pewnym momencie dochodzi nawet do tego, że nasz dzień podyktowany będzie pracą w porcie jako operator wózka widłowego. (no bo przecież pieniądze na drzewach nie rosną).

Nie ukrywam, że ogrywając grę dzisiaj, czasami żałowałem, że nie pokuszono się o dodanie jakiegoś trybu turbo ale z drugiej strony może to i lepiej bo świat gry ma do zaoferowania sporo aby ten czas sobie wypełnić. Miasto żyje, a wraz z nim wszystko co się w nim znajduje – możesz pograć na automatach, posłuchać muzyki, zagrać w rzutki, zbierać figurki z kapsuł przypominających te z Kinder Niespodzianki albo wykonać kilka zadań pobocznych jak opieka nad małym kotkiem czy odprowadzenie staruszki do jej domu.

Dla mnie głównym zabijaczem czasu było masterowanie ciosów. Jak wspomniałem, gra rozpoczęła swoje życie jako Virtua Fighter RPG i nie trudno zauważyć, że system walki został w zasadzie przeniesiony z bijatyki Segi, dzięki czemu nasz bohater ma do dyspozycji całkiem szeroki wachlarz możliwości powalania swoich przeciwników. Wachlarz ten możemy dodatkowo rozszerzać i tu właśnie główną rolę odgrywa trening.

Nasz Ryo może uczyć się nowych ciosów na kilka sposobów, możemy znaleźć lub kupić zwoje opisujące technikę lub (w późniejszych etapach gry) trafić na kogoś kto będzie nas chciał czegoś nauczyć – jednak to nie wszystko, bo ciosy możemy masterować. Dojo, opuszczony parking czy pusty magazyn, wybór miejsca treningowego zależy tylko od nas! Po wybraniu tego gdzie będziemy trenować, bierzemy dany cios z listy i gridujemy, wciskając odpowiednią kombinację aż do momentu kiedy osiągniemy max co da się z niego wycisnąć. Z tego co zdążyłem się zorientować wśród innych graczy, to dla wielu był to jeden z bardziej znienawidzonych elementów gry, jednak dla mnie był to chyba mój ulubiony sposób marnowania w niej czasu.

Ale po co w ogóle zawracać sobie dupę grindowaniem kolejnych technik powalania wrogów? Pisałem, że mamy tutaj elementy bijatyki i że ruchy są skopiowane z Virtua Fighter ale nie napisałem jak i kiedy będziemy mieli okazję je sprawdzić. Tych, którzy czekali na masę walk i przedzierania się przez kolejnych przeciwników, muszę rozczarować, bo tak naprawdę okazji do walki będziemy mieli tylko kilka ale wykonane są naprawdę w fajny sposób, gdyż same sekwencje przypominają trochę beatem-up’y w stylu Urban Reign czy Fighting Force, gdzie wpadamy na lokację i tłuczemy po mordach wszystkich obecnych. Przyznam szczerze, że zanim opanowałem dość skomplikowany pod względem ilości ciosów system, zdarzyło się obskoczyć wpierdziel.. Oprócz walki, elementem, który dodaje trochę dreszczyku emocji są sekwencje QTE, którym towarzyszą mniej lub bardziej efektywne sceny – wyścig motocykli w porcie czy mała bójka w barze.

Warto wspomnieć, że to wszystko za co tak bardzo chwalone jest Shenmue i przez co wymieniana jest najczęściej kiedy mowa o protoplastach gier z otwartym światem było już wcześniej! Zaskoczeni? 🙂 Grą, która wyprzedziła Shenmue jest Mizzurna Falls, która ukazała się rok wcześniej na pierwsze PlayStation, niestety tylko Japonii. Produkcja od Human Entertainment, trafiła do mojej serii „PlayStation Fanatyk Wydawnictwo” więc jeśli interesuje Was sama gra jak i mój projekt to zapraszam do sprawdzenia w linku poniżej.

https://playstationfanatyk.com/2019/11/10/playstation-fanatyk-wydawnictwo-6-mizzurna-falls/

Jeśli chodzi o grafikę to po sprawdzeniu, jak to wyglądało w swojej oryginalnej wersji na konsoli Segi, jestem pełen podziwu dla Yu Suzukiego i jego ekipy (zresztą wystarczy popatrzeć na inne gry które wyszły w 1999 roku..), port na PS4 otrzymał jedynie podbicie rozdzielczości do 1080p i tryb 16:9 (który z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie został zaimplementowany w cutscentkach), tak więc nie ma tu za bardzo o czym mówić. Ścieżka dialogowa również nie powala, lecz ponownie odnosząc się do tego cholernego portu, bo zamiast ogarnąć mix na nowo, wygląda na to, że wzięto pliki dźwiękowe 1:1 i wpakowano do „nowego” wydania.

Skoro już tak gadam o tym porcie to poniżej znajdziecie listę tego co w zasadzie zostało dodane:
– Możliwość zapisu w dowolnym momencie (wcześniej można było to robić tylko w domu Ryo)
– 1080p / 30FPS / 16:9
– Ruch kamery przypisany do prawego analoga
– Możliwość wyboru japońskiej lub angielskiej ścieżki dialogowej
– Przenoszenie zapisu gry z I do II części (ciosy, przedmioty)
– System trofeów
I to by było na tyle..

Przejście gry zajęło mi coś ok. 15-20 godzin, co wydaje się wynikiem wręcz świetnym, jednak pamiętajmy, że gdyby port na PS4 posiadał możliwość przyśpieszania czasu to ta liczba zmniejszyła by się pewnie znacznie. Zakończenie rozgrywki jest możliwe na dwa sposoby – dobry i zły, jednak ten drugi został dodany bardziej jako easter egg bo żeby zakończyć przygodę Ryo nieszczęśliwie, trzeba przedłużać czas spędzony w grze do niemożliwego wręcz poziomu.

Plusy:
– Historia
– Postacie
– Żyjący świat gry
– Aktywności poboczne
– System walki

Minusy:
– Port na PS4..

Czas na podsumowanie. Nie ulega wątpliwości, że Shenmue w swoich latach był czymś unikatowym, czymś co pokazało, że można robić inne gry niż wszyscy. Dzisiaj już nie brak podobnych produkcji, które garściami czerpią z tego co wielu miało okazję po raz pierwszy zobaczyć właśnie w Shenmue, przez co wydaje mi się, że teraz gra nie zrobi już takiego wrażenia, a może nawet zostanie odrzucona z racji swojego archaicznego wydźwięku. Osobiście, czasu spędzonego z grą absolutnie nie zaliczyłbym do zmarnowanego i naprawdę żałuję, że nie dane mi było ograć jej w czasach świetności. Jedynym minusem, który tutaj widzę, a który nie ma zupełnie wpływu na moją ocenę samej gry, jest dla mnie ten pożal się Boże port, stworzony po linii najmniejszego oporu, który w zasadzie nie wprowadza nic przydatnego, ani nic co by tchnęło drugie życie w przygody Ryo – zwyczajnie przykro się robi, że tak legendarna i ciekawa produkcja została potraktowana w taki sposób. Mój plan na ten rok, to w końcu ukończyć całą trylogię, a po tym co zaserwowała mi pierwsza odsłona, jeszcze bardziej będę dążył aby go wypełnić! Kończąc już ten wywód, polecam każdemu na własnej skórze sprawdzić czy jest to gra dla Was bo historia gry jest tego warta, a nawet jeśli się odbijecie to przy obecnej cenie jaką trzeba zapłacić za kompilację Shenmue I & II, nie stracicie za wiele, zyskać z drugiej strony możecie naprawdę sporo.

To tyle na dzisiaj, do następnego!
Kuba „PlayStation Fanatyk”

2 komentarze Dodaj własny

  1. MonieK pisze:

    Bardzo fajnie się czyta. Długo się zbierałem zagrać na Dreamcasta. Jednak się nie udało. W obecnej chwili można ograć na PS4. Podobno czas niemiłosiernie zestarzał tytuł i ciężko do niego wrócić. Do archaizmów gameplayowych. A szkoda…

    Polubienie

    1. No niestety, port jest mierny, zmarnowali świetna szanse na ożywienie serii na nowo chcąc zarobić jak najmniejszym kosztem 😦

      Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s