To, że uwielbiam produkcje nawiązujące swoją stylistyką do tytułów retro/arcade, nie powinno być dla Was żadnym zaskoczeniem. Biorąc to pod uwagę, nie mogłem sobie odpuścić sprawdzenia tytułu od Sokaikan — Okinawa Rush. Zapraszam do czytania!
Historia kręci się wkoło trójki bohaterów — Hiro Yashima, jego brata Shin’a oraz Meilin — którzy wyruszają do walki z wrogim klanem zwanym Black Mantis. Każdy z nich ma swoje własne powody, aby szukać zemsty na członkach klanu, ale wszystkie sprowadzają się do klasyków jak chęć zemsty i ocalenie swoich bliskich.
Okinawa Rush to z beat’em up / brawler 2D, w którym wrogowie spawnują się w ilości hurtowej. Założenia są tak proste jak się tylko ta, przeć do przodu (w tym przypadku „do przodu” znaczy czasem w każdym innym możliwym kierunku) obijając przy tym mordy wrogich Ninja i demonicznych stworów; uwalniać pojmanych zakładników, aby finalnie stanąć naprzeciw potężnego bossa — zapętlić aż do spotkania z samym Lordem Mantisem. To, co zaskoczyło mnie podczas gry, to ilość ciosów, jakie nasi bohaterowie są w stanie wykonać, od podstawowych kopnięć i uderzeń, przez rzuty/dźwignie, po ataki z powietrza i fireballe — lista jest naprawdę długa, a opanowanie wszystkich tak, aby móc ich używać w przemyślany sposób, kiedy na ekranie jest dwudziestu złych do pokonania, na pewno zajmie trochę czasu. Do tego wszystkiego dochodzą również bronie, które możemy znaleźć podczas naszej przygody, jak np. Katana czy kij — bardzo skuteczne, jednak z ograniczoną wytrzymałością.











Ciekawostka — reżyser gry przyznał, że ogromną inspiracją podczas tworzenia gry była fascynacja sztukami walki (nazwa gry wzięła się od Japońskiej wyspy Okinawa, będącej kolebką Karate); komputer Amiga (wraz z takimi klasykami jak np. Firts Samurai) oraz stare filmy (jeden z bohaterów Hiro, był poniekąd wzorowany na postaci Mr. Miyagi z filmu Karate Kid).
Oprawa audiowizualna to 16bitowy feeling w świetnym wydaniu. Całość cieszy oko i ucho, co sprawia wrażenie, że twórcy doskonale wiedzieli co chcą osiągnąć. Dodatkowym smaczkiem jest filtr CRT imitujący obraz starszych telewizorów/monitorów (można go wyłączyć w opcjach). Pod względem technicznym nie ma w zasadzie, do czego się przyczepić poza pierdołą w postaci nieintuicyjnych menu.
Przejście pięciu poziomów (+ prolog) zajmuje gdzieś w granicach dwóch godzin. Jeśli dla kogoś to za mało, to twórcy postarali się o odrobinę replay value, w postaci kilku trybów rozgrywki (arcade / story); po trzy zakończenia dla każdego z bohaterów; lokalny coop; Dojo będące miejscem, które możemy rozbudowywać, trenować oraz podnosić w ten sposób statystyki bohaterów; oceny po przejściu każdego z poziomów (polecam, szczególnie jak ktoś tak jak ja ma nerwicę natręctw i nie może przeżyć, że czegoś nie udało mu się zdobyć/znaleźć po drodze). Wszystko to powinno nieco zwiększyć czas, jaki można spędzić z tym tytułem.
Okinawa Rush to przemyślany, świetnie wykonany, dynamiczny beat’em up dający masę frajdy. Niezależnie czy szukacie wyzwania (na wyższych poziomach trudności) czy też chcecie się po prostu odprężyć i po-rozłupywać kilka łbów złych Ninja i demonów, Okinawa Rush będzie świetnym wyborem.

Na koniec chciałbym podziękować ekipie z Pixelheart za możliwość sprawdzenia tytułu.
To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”