O tym, w co ostatnio grałem słów kilka – Death Stranding

Hideo Kojima, dla jednych wizjoner i twórca takich perełek jak Snatcher, Policenauts czy seria Metal Gear, dla innych zaś przereklamowany klaun, który zdołał zebrać w okół siebie niemalże sektę. Niezależnie od tego kto do której grupy się zalicza, każdy i tak czekał na efekty tego co zostało zapowiedziane po odejściu Koijmy z Konami. Po trzech latach od pierwszych wzmianek, w końcu dostaliśmy w swoje ręce „Wdarcie Śmierci”. Czy cały hype, który został napompowany ma pokrycie w rzeczywistości? Czy Death Stranding jest rzeczywiście tak dobre jak wszyscy mówią? I oczywiście, czy warto zagrać? Zapraszam do czytania.


I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły i morza już nie ma. (Ap 21,1)

Świat przedstawiony w grze jest światem po katastrofie jakiej do tej pory nie znała ludzkość – wskutek ogromnej ilości tajemniczych wybuchów, zmiatających dosłownie całe miasta z powierzchni ziemi, ludzie stanęli przed koniecznością adaptacji do nowej rzeczywistości i podjęcia próby wyjaśnienia tego co tak naprawdę się stało. Początkowo, gracz nie dostaje żadnych większych wyjaśnień, które pomogłyby mu zrozumieć co i dlaczego go otacza a jest jedynie bombardowany takimi pojęciami jak Bridges, Chiralium, Temporal, Sieć Chiralna, DOOMS, Plaża, Homo Demens czy Wynurzeni. Jako, że nie chcę zabierać nikomu przyjemności z odkrywania i próby zrozumienia genezy świata w którym przyjdzie mu spędzić dłuższą chwilę nie będę tutaj za wiele wyjaśniał i postaram się nie rzucać większymi spoilerami.

Ludzie którzy przetrwali kataklizm zebrali się miastach zwanych „Węzłami” lub postanowili zamieszkać na własną rękę w schronach mających zapewnić im bezpieczeństwo. Wszystkich ich łączy jedno – kurierzy, to dzięki nim ci którzy przeżyli mogą jeszcze funkcjonować, gdyż w związku z katastrofą, awarii uległa sieć komunikacyjna a opady wspomnianego wcześniej temporalu, na swój sposób niszczą praktycznie wszystko co pozostało na powierzchni.

W naszej podróży przez ten pokręcony świat wcielamy się właśnie w jednego z takich kurierów – Sama Portera Bridgesa. Pozwólcie, że przybliżę Wam odrobinę jego postać a w zasadzie kilka jego cech, które wpływają na jego wyjątkowość, Sam bowiem jest repatriantem, cierpiącym na zespół DOOMS oraz hefafobię – jest w stanie wyczuwać obecność wynurzonych (którzy pozostają niewidzialni dla zwykłych zjadaczy chleba), boi się dotyku innych oraz potrafi wrócić z tej „drugiej strony” do świata żywych. Nieśmiertelny kurier-freelancer, ze strachem przed dotykiem i niechęcią do ludzi – czyli Kojima pełną gębą.
Jakby sam nasz bohater nie był wystarczająco wykręcony to jego spokojne kurierskie życie komplikuje się jeszcze bardziej kiedy dostaje zaproszenie na spotkanie z samą prezydent Zjednoczonych Miast Ameryki – Bridget Strand, na którym to poznaje min. szczegóły nieudanej próby zjednoczenia kraju poprzez rozbudowę sieci chiralnej, łączącej rozrzucone po kraju wysepki ludzkości oraz otrzymuje propozycję dokończenia dzieła oddziału Bridges I, co żeby nie było zbyt proste, wymagać będzie od niego przemierzenie wszerz całej Ameryki.

Jak wspomniałem wcześniej, introwertyczny Sam raczej nie jest zbyt przejęty losem ludzi i początkowo nie jest zainteresowany ofertą, jednak kiedy dowiaduje się, ze w pierwszej ekspedycji brała udział kobieta z jego przeszłości, Amelie, przyjmuje zlecenie i rusza za zachód.

Przed premierą prześmiewczo okrzyknięto Death Stranding symulatorem kuriera i… jest to absolutnie trafne określenie. „Ha” rozgrywki jest tutaj dosłownie dostarczanie paczek pomiędzy oddalonymi od siebie punktami odbioru, przemierzając opustoszałe tereny Ameryki. Jednak nie można powiedzieć, że jest to zwykły tranzyt z punktu A do punktu B bo pozornie banalne zadanie podszyte jest ogromną ilością detali i to właśnie stanowi „Ka” Wdarcia Śmieci.

Pierwszym aspektem z którym musimy się zmierzyć jest planowanie ekwipunku, gdyż nasz superkurier ma określoną ładowność, którą musimy odpowiednio zarządzać – np. jeśli zbyt wiele nałożymy na jedną ze stron, będzie nam trudno później utrzymać równowagę lub jeśli źle oszacujemy swoją ładowność to zwyczajnie nie będziemy w stanie zabrać całego ładunku na raz. Z czasem z pomocą przyjdą nam udogodnienia takie jak pojazdy, tyrolki czy aerobagażniki, które pomagają w przenoszeniu cięższych ładunków jednak każde z nich nadal ma swoje ograniczenia i nie ma tutaj żadnego cudownego rozwiązania. Przyznam szczerze, że podróżowanie przy pomocy pojazdów, miejscami tak bardzo mnie irytowało, że już wolałem biec te kilka kilometrów z buta niż męczyć się za kółkiem.

Kolejnym jest odpowiednie planowanie trasy, zmieniające się warunki pogodowe i różnorodna (i zarazem niezbyt przyjazna) budowa terenu mogą nam skutecznie uniemożliwić wypełnienie zadania – burze, śnieżne zaspy, mokradła, strome górskie podejścia, nie sposób się tutaj nudzić. Siły natury to jednak nie jedyne co stanie nam na drodze bo w obsadzie naszej sztuki znajdziemy także MUŁ’y oraz wynurzonych.

Zacznę od tych pierwszych (bo chyba będzie szybciej) – MUŁ’y to byli kurierzy którzy opanowani są rządzą posiadania i którzy nie cofną się przed niczym aby ukraść nasz ładunek. Ich obozowiska rozrzucone są po całej mapie a oni sami patrolują swój teren pieszo oraz przy użyciu pojazdów, wspomagając się radarem wykrywającym naszą obecność i skanującym to co nosimy. O ile dość łatwo przed nimi uciec to walka z nimi bywa czasem upierdliwa, głownie z faktu, że nie możemy ich zabić… to znaczy możemy ale potem trzeba sobie poradzić z konsekwencjami.

Pamiętacie tajemnicze wybuchy? Nazwane przez ludzkość „rozpróżniami”, powstają właśnie przez śmierci ludzi.. a dokładniej przez to co dzieje się z duszą po opuszczeniu ciała. Nie wchodząc w szczegóły, sytuacja jest prosta – zabiłeś to teraz ciało na plecy i lecisz do spalarni zwłok albo inaczej po jakimś czasie nie zostanie w tym miejscu kamień na kamieniu. Początkowo w sumie to nie jest problem bo MUŁ’ów nie ma za wiele a i powalenie ich nie jest zbyt trudne (np. poprzez walnięcie gościa trzymanym w ręce ładunkiem), jednak z czasem stają się oni agresywniejsi, używają broni palnej i atakują w większych grupach, co zmusza nas do kalkulowania ryzyka – Czy warto narażać się dla posiadanego aktualnie ładunku? Czy może lepiej rzucić im coś żeby odwrócić ich uwagę i spokojnie się oddalić?

MUŁ’y to i tak nie nasz największy problem tutaj, przejdźmy zatem do wynurzonych. Pamiętacie zwiastuny gry i pojawiające się ślady rąk? Tak to właśnie oni! Na wynurzonych trafiamy głownie w miejscach z wysokim stopniem stężenia chiralium oraz podczas opadów temporalnych. Na samym początku jedyne co możemy zrobić to wstrzymać oddech i spróbować się między nimi przemknąć, pomocne w tym będą DOOMS na które choruje nasz bohater a które to pozwala mu wyczuwać naszych przeciwników oraz nasze „Łącznikowe Dziecko”, dzięki któremu jesteśmy w stanie również ich widzieć. Wraz z progresem gry, kiedy dostarczymy już trochę paczek i podłączymy kolejne miejsca do sieci chiralnej, uzyskujemy dostęp do bardziej bezpośrednich opcji konfrontacji, takich jak karabiny, granaty czy pistolety które w połączeniu z krwią naszego bohatera stają się skuteczną bronią przeciwko wynurzonym – przy odpowiednim zapasie wyposażenia, spotkania z naszymi przeciwnikami stają się o wiele prostsze. Jeśli jednak polegniemy i dosięgną nas wystajace z ziemi łapska to zaczyna się trochę trudniejsza zabawa, mianowicie starcie z czymś w rodzaju mini bossa, który jest po prostu wynurzonym na sterydach. Jeśli nie mamy czym walczyć to pozostaje nam ucieczka poza jego zasieg i powrót po utracony ładunek a jeśli nasz kurier jest już odpowiednio dopakowany to możemy zabawić sie w Rambo i iść na żywioł.

Spotkania z wynurzonymi, choć na początku może nawet trochę ekscytujące i podnoszące ciśnienie, z czasem stały sie nieco irytujace, szczególnie kiedy pogoda nam nie sprzyja a opad temporalny przybiera na sile, co powoduje, że możemy wpadać na naszych znajomych częściej niż byśmy sobie tego życzyli..

Każde z naszych zleceń kończy się podsumowaniem za które uzyskujemy… lajki 🙂 Tak tak, dobrze przeczytaliście, lajkoza opanowała grę. Od ilości lajków zależy jaki poziom więzi z daną placówką uzyskamy co z kolei bezpośrednio przekłada się na przepustowość sieci chiralnej, ilości materiałów jakie możemy magazynować w danej placówce oraz oferowany przez nią sprzęt do stworzenia. Ilość lajów jakie otrzymujemy zależne jest od takich czynników jak czas dostawy czy stan w jakim dostarczymy ładunek. Każda dostawa również wpływa na rozwój naszego bohatera, który posiada 5 statystyk, które możemy rozwijać i które to bezpośrednio wpływają na naszego kuriera – np. jeśli zdobędziemy kolejny poziom w „waga dostawy”, Sam będzie mógł unieść więcej.

Dostawy to oczywiście tylko jedna strona medalu tej przygody, drugą jest rozbudowa wspomnianej przeze mnie wcześniej Sieci Chiralnej, czyli czegoś w rodzaju internetu 2.0, która oparty został o tajemniczy pierwiastek, chiralium i która umożliwia komunikację wszystkich podłączonych od niej ośrodków, a także przesyłanie niebiologicznych przedmiotów poprzez drukarki 3D zwane tutaj, a jakże – Drukarkami Chiralnymi. Dzięki rozszerzaniu zasięgu naszego nowego internetu zyskują nie tylko podłączane do nich ośrodki ale również i my gdyż wraz z rozrostem sieci rozrasta się również ilosć danych do jakich UCA ma dostep a to przekłada się na ilość informacji które moga rzucić wiecej światła na otaczającą nas rzeczywistość.

Ponownie, zadanie z pozoru proste niczym konstukcja cepa, jednak w tym wypadku też czeka na nas kilka wyzwań, które w głównej mierze spowodowane są czynnikiem ludzkim.
Ludzie zawsze szukaja kozła ofiarnego i nie inaczej jest tutaj – o ile część pozostałych przy życiu mieszkańców Ameryki wręcz nie może się doczekać podłączenia do tak inni nie mają zaufania ani do sieci ani do samego UCA i Bridges, co komplikuje trochę wycieczkę Sama przez kraj i zmusza do dłużych postojów i wypełnienia dodatkowych zleceń aby przekonać do siebie co niektórych.

Wisienką na torcie jest dla mnie tryb sieciowy. Pamięta ktoś z Was jak działał multiplayer w Bloodborne? Gdzie mogliście zaprosić łowcę do pomocy lub znaleźć wskazówki w formie pozostawionych notek? No to tutaj macie coś co moim zdaniem było nim inspirowane, gdyż będąc online możemy znaleźć znaki, przedmioty a nawet całe konstrukcje innych kurierów. Masz problem z dostarczeniem ładunku? Przekaż go innemu kurierowi! Brakuje ci materiałów do budowania? Możesz liczyć na pomoc innych! Zastanawiasz się czy postawić most nad rwącym potokiem? Zrób to, skorzystasz ty i setki innych kurierów! Dodatkowo na mapie można rozmieszczać znaki i wskazówki o miejscach czy możliwym niebezpieczeństwie (wybór jest spory a po czasie na mapie mamy widok niczym światła metropolii w nocy z lotu ptaka). Oczywiście za każdą pomoc możemy otrzymać jak i dać innym… lajki 😉 Tryb ten jest całkowicie opcjonalny jednak moim zdaniem wyłączenie go byłoby dużym błędem bo wprowadza do gry niesamowite poczucie więzi z innymi, niejednokrotnie na mojej twarzy gościł uśmiech kiedy dostawałem komunikat, że ktoś skorzystał z mojego mostu czy dorzucił materiałów do układarki drogi nad którą pracowałem, odpoczywając od kurierskiego kieratu.

Graficznie mamy tutaj absolutny majstersztyk, wybór silnik Decima, (który już przy premierze Horizon Zero Dawn pokazał kły) był strzałem w dziesiątkę. Wiele branżowych portali ogłosiło Death Stranding benchmarkiem możliwości PlayStation 4, a patrząc na wszystkie detale, modele postaci i świat gry, trudno się z tym nie zgodzić. W samej grze zaimplementowano również rozwiazanie, które ma nas zachęcić do podziwiania otoczajacej nas przestrzeni podczas naszej wędrówki, mianowicie w niektórych sekcjach dochodzi wyciszenie wszystkich dźwięków otoczenia i odpalenia ścieżki dźwiękowej w tle co nawiazywać ma filmowego charakteru produkcji.

W ramach ciekawostki wspomnę tylko, że oprócz użyczenia samego silnika gry, Guerrilla Games wspomogło Kojima Productions poprzez wypożyczenie ok. 70 pracowników, którzy pomagali Hideo i jego ekipie spiąć wszystko do kupy.

Będąc przy technikaliach trzeba powiedzieć również o polskiej lokalizacji (pamięta ktoś filmik z Hideo i jego „Cześć Polska”?), która moim zdaniem wypada przyzwoicie nie męczy uszu. Dla osób, które mają alergię na tego typu rozwiązania pozostają przetłumaczone na nasz język napisy.

Opowieść podzielona jest na 14 rozdziałów a ukończenia całości zajmuje coś między 30 a 40 godzin, z tym, że jest to jedynie czas jaki trzeba poświecić na główny wątek fabularny. Sam będąc zaledwie na trzecim rozdziale miałem już lekko ponad 20 godzin na liczniku, tak więc myślę, że wbicie stu godzin nie jest tu absolutnie niczym trudnym do zrobienia. Z relacji znajomych wynika, że platyna wpada gdzieś powyżej 50-60 godzin gry. Oprócz samych godzin tułaczki ze wschodu na zachód, musicie się również przygotować na „Kojima Original Series” rodem z Neflixa bo tak samo jak choćby w Metal Gear Solid 4, innymi słowy warto przygotować sobie przekąski. Ale chyba nikt nie spodziewała się że będzie inaczej, prawda?

Plusy:
* HISTORIA
* Klimat
* Postacie
* Grafika
* Muzyka
* Tryb sieciowy

Minusy:
* Miejscami zbyt wolne tempo rozgrywki
* Powtarzalne animacje
* Model prowadzenia pojazdów

Na koniec powiem wprost – to nie jest gra dla każdego! Jest to produkcja nietuzinkowa i specyficzna, niczym szwedzki surströmming. Kojima wraz ze swoim zespołem i wsparciem Guerrilla Games stworzył coś unikalnego, co nie da się za bardzo porównać do niczego innego na rynku. Pod otoczką gry o kurierze dostaliśmy wielowątkową historię o tym jak różni potrafią być ludzie i do czego są zdolni zależnie od okoliczności w jakich się znajdują. Z mojej strony polecam każdemu sprawdzić na własnej skórze czy wizja Hideo i jego ludzi Wam leży, w najgorszym przypadku odbijecie się po kilku godzinach i sprzedacie grę z jakąś minimalną stratą, jeśli jednak produkcja przypadnie Wam do gustu i wciągniecie się świat gry to możecie być pewni, że będzie to przeżycie, które na długo odciśnie na Was swój ślad…

To tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że się Wam podobało!
Do następnego!
Kuba „PlayStation Fanatyk”

3 komentarze Dodaj własny

  1. REDARKpl pisze:

    Super napisana recenzja! Widzę też, że w wielu aspektach się zgadzamy 😉

    Polubienie

    1. Dzięki! Do twojej muszę jeszcze wrócić bo mi przerwali przy porannej kawie 😀

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s