Nadrabianie zaległości nadal w toku. Pomimo całkiem niezłej ofensywy na rynku gier AAA, staram się wcisnąć w mój napięty grafik nieco indyków, i tym razem na tapecie Tanuki Justice od Wonderboy Bobi. Zapraszam do czytania!
Historia w grze jest tak prosta jak tylko się da — ten zły najechał na naszą krainę i teraz to w naszych rękach spoczywa zadanie przepędzenia najeźdźcy — więc nie ma co doszukiwać się tu jakieś głębi, ale przecież nie dla fabuły tu jesteśmy. To, co warto zauważyć, to fakt, że nasz bohater jest..Jenotem. Tanuki to wg. Wikipedii, japońska nazwa jenota, zwierzęcia z rodziny psowatych (zresztą już w samym intro widzimy, że raczej nie ma tu mowy o „poważnym” settingu rozgrywki).




Gameplay jest prosty jak konstrukcja cepa — przemy do przodu, wybijając kolejne fale wrogów, starając się przy tym nie zginąć (czy to z ich rąk, czy otoczenia), aby finalnie zmierzyć się z bossem — i zapętlić przez kolejne poziomy. W naszym śmiertelnym arsenale znajdziemy nieodłączny element każdego wojownika Ninja (i mokry sen małoletnich fanów zamaskowanych wojowników z Krainy Kwitnącej Wiśni) — gwiazdki Shuriken, którymi możemy miotać w przeciwników (i które możemy też nieco ulepszyć, zbierając odpowiednie przedmioty), oraz atak specjalny, będący w zasadzie Shurikenem na chińskiej mecie.
Graficznie chyba nie ma się do czego przyczepić, gdyż biorąc pod uwagę zamiary twórców, którzy postawili na estetykę rodem z lat 80tych/90tych to jest po prostu dobrze. Swoją drogą jak tylko odpaliłem grę, to w moim mózgu doszło do spięcia, które przywołało na myśl Chip ’n Dale Rescue Rangers z NES’a (czy jak kto woli Ekipę RR z Pegazusa). Za świetnym retro-graficznym stylem idzie niczym nieodstająca ścieżka dźwiękowa, która bezbłędnie wpasowuje się w to, co widzimy na ekranie i przywołuje nie mniej wyraźne wspomnienia z czasów żonglowania kartridżami, siedząc pół metra od TV.




Niestety nie obyło się bez drobnych, mniej lub bardziej irytujących wpadek — gra potrafiła sobie miejscami chrupnąć, a samo sterowanie bywa miejscami niezbyt precyzyjne, co w przypadku szybkiej rozgrywki rodem z serii Shinobi (która swoją drogą była tu wielką inspiracją) potrafi miejscami denerwować.
Ukończenie sześciu, zróżnicowanych poziomów (oraz pokonanie finałowego bossa) powinno zająć Wam nie więcej niż jakieś 2 godziny. Jeśli dla kogoś to zbyt mało to twórcy oddali w nasze ręce lokalnego coopa jak i listę własnych trofek, co powinno choć trochę wydłużyć czas rozgrywki. Pomimo wyraźnego arcade-feelingu, nie ma potrzeby przechodzenia całości za jednym posiedzeniem, gdyż mamy możliwość odpalenia gry z dowolnego, odblokowanego poziomu, a do tego dochodzi niezliczona ilość „kontynuacji”.
Tanuki Justice to naprawdę udany hołd dla produkcji rodem z ery ośmio-bitowców. Miejscami dość wymagająca rozgrywka — „easy to play, hard to master” — dostarcza masę frajdy i ogromną dozę nostalgii, więc jako stary zgred growego świata, nie mogę Wam jej nie polecić (choć może nie za pełną cenę).

Na koniec ogromne podziękowania dla ekipy z Pixelheart za podrzucenie mi kopii do sprawdzenia!
To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”