O tym, w co ostatnio grałem słów kilka — Vampire: The Masquerade – Swansong

Kiedy w świecie growym pada hasło „Wampiry” to pewnie większość z automatu myśli Blood Omen, Dracula: Zmartwychwstanie czy Bloodrayne. A czy ktoś z Was, jeszcze pamięta o takiej serii jak Vampire: The Masquerade, która była próbą przeniesienia papierowego systemu RPG i uniwersum Świata Mroku na wersję cyfrową? Jeśli nie to pewnie mogliście usłyszeć o tej nazwie stosunkowo niedawno, choćby za sprawą zapowiedzi kontynuacji odsłony o podtytule Bloodlines; grze F2P battle royal — Bloodhunt; visual novel Coteries of New York / Shadows of New York; czy omawianej dzisiaj przeze mnie Vampire: The Masquerade – Swansong. Zapraszam do czytania!

Historia umiejscowiona jest w Bostonie, czasów teraźniejszych, gdzie pośród śmiertelników, funkcjonują grupy wampirów, podzielne na swego rodzaju klany/frakcje. Nie wchodząc w szczegóły, istniejące grupy koegzystują obok siebie, choć raczej trudno mówić tu o jakieś wielkiej miłości do „bliźniego”. Jednak aby nie dopuścić do powtórki z historii, poczynione zostały ruchy w kierunku taktycznego sojuszu, co przypieczętowane miało zostać podczas przyjęcia, wydanego przez Dwór księcia Camarilli… Cóż jak się już pewnie możecie domyśleć, nie wszystko poszło zgodnie z planem, co doprowadziło do ogłoszenia alarmu w całej wampirzej społeczności. Tu zaczyna się nasza właściwa przygoda, gdzie jako troje wampirzych sług w postaci buntowniczej Emem; wiernego Galeba siejącego postrach wśród wrogów dworu; udręczonej przez wizje i koszmary Leyshe, będziemy musieli dowiedzieć się, co tak naprawdę stało się na przyjęciu, jakie mogą być potencjalne konsekwencje tych wydarzeń dla pozostałych oraz jak nie dopuścić do najgorszego. Muszę przyznać, że od samego początku, historia jak i przedstawione postacie przykuwają uwagę, niczym dobry scenariusz sesji RPG (ale to chyba nic dziwnego, skoro gra na takowym właśnie bazuje). Choć sam wątek główny może być dla wielu dość przewidywalny to zagłębienie się w wykreowany świat i historie napotkanych postaci skutecznie to rekompensuje.

Jeśli wcześniej nie dotarły do Was żadne informacje na temat tego tytułu, to może być lekkim zaskoczeniem fakt, że mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju miksu gry RPG z detektywistyczną przygodówką, gdzie liczy się skrupulatne zbieranie informacji, łączenie faktów i rozwiązywanie kolejnych zagadek, a nie siła i zaspokajanie żądzy krwi (przyznacie, chyba że to nie jest pierwsze co przychodzi na myśl kiedy słyszycie o „grze z wampirami”). Twórcy z Big Bad Wolf Studio, starali się stworzyć nieliniową rozgrywkę na wzór gier od Telltale czy Quantic Dream, w której działania, wybory czy nawet kwestie dialogowe mają znaczenie — wszystko to sprowadza się do tego, że to w dużej mierze od gracza zależy, jak dużą część historii pozna i jak się ona potoczy.

Całość podzielona jest na 11 rozdziałów (zwanych tutaj scenami), których ukończenie powinno zająć nie mniej jak 12-15 godzin. Czas ten jednak może ulec sporej zmianie, gdyż wszystko zależy od naszego podejścia. Jak wspomniałem, tytuł ten dość mocno stawia na eksplorację, co prowadzi do tego, że brnąc jak najszybciej do przodu, stracimy nie tylko sporo z całej historii i wątków wkoło poznanych postaci, ale też możemy nie doświadczyć wielu ciekawych momentów, które czasem mogą mieć wpływ na nadchodzące później wydarzenia. Pod koniec każdej ze scen, otrzymujemy podsumowanie, z którego możemy dowiedzieć się, co udało nam się osiągnąć, jakie były alternatywy, a na czym polegliśmy — w połączeniu z możliwością wyboru poszczególnych scen, może to być dla wielu punktem zaczepienia do wydłużenia rozgrywki o dobre kilka godzin. A no i bym zapomniał, skoro są wyboru i kilka możliwych rezultatów przejścia poszczególnych rozdziałów, to i oczywiście dostajemy do odblokowania różne zakończenia.

Jeśli chodzi o oprawę audio-wizualną, to pod względem grafiki, tytuł ten jest dość nierówny, bo o ile lokacje potrafią zrobić świetne wrażenie swoim designem, to już oświetlenie ich czy modele postaci, wypadają dość słabo, przez co wygląda to wszystko jak sprzed generacji lub nawet dwóch (podobno tytuł powstawał jako produkcja „cross-gen”). Podobnie jest niestety z udźwiękowieniem — główni bohaterowie prezentują się pod tym względem dość poprawnie, jednak to w zasadzie wyjątek od reguły, gdyż większość postaci, z którymi przyjdzie nam porozmawiać, ociera się wręcz miejscami o cringe.

W kwestii technicznej to nie wiem, czy ktoś z Was pamięta, ale poprzednia odsłona z serii — Vampire: The Masquerade — Bloodlines było tak zabugowaną produkcją, że niemal ocierała się miejscami o niegrywalność (pamiętam jak pierwszy raz odpaliłem grę i nie mogłem wyjść z pierwszej lokacji, bo przejście było zablokowane przez niewidzialną ścianę…) i tak naprawdę dopiero społeczność zebrana wkoło gry, wspólnymi siłami naprawiła produkcję. Niestety omawiana odsłona nie uchroniła się od tego samego (choć może nie aż w takim stopniu), gdyż znikające tekstury, blokująca się kamera, lewitujące postacie, rozjechany dźwięk czy brakujące animacje nie są tu niczym zaskakującym… W moim przypadku najbardziej irytującym błędem był brak paska „wysysania” ofiary, przez co każde pożywienie się zakończone było śmiercią naszej ofiary — restart rozdziału na szczęście załatwił sprawę. A no i bym zapomniał… Dlaczego do ciężkiej cholery nikt tu nie wrzucił nawet jakieś szczątkowej mapy!? Fakt lokacje nie są przesadnie wielkie, ale mam wrażenie, że konieczność błądzenia po nich może tylko spotęgować znużenie.

Żeby już nie narzekać tyle, to na plus należy za to zaliczyć polskie tłumaczenie, które wypada całkiem nieźle, co w przypadku tytułu mocno nastawionego na działania detektywistyczne i przedzieranie się przez stosy informacji, może mieć wręcz kluczowe znaczenie dla niektórych graczy.

Po spędzeniu z Vampire: The Masquerade, tych kilkunastu godzin, mam wrażenie, że to jeden z tych tytułów, które się albo uwielbia, albo nienawidzi. Wykonanie techniczne nie jest najwyższych lotów, a sama rozgrywka może nieco przynudzać swoją powolnością i zaimplementowanymi mechanikami, jednak mimo wszystko historia zawarta w grze potrafi zainteresować i wciągnąć na tyle, żeby całą resztę odłożyć na bok i cieszyć się z rozgrywki. Jeśli gry detektywistyczne i współcześni Krwiopijcy w innym wydaniu niż saga Zmierzch, to coś, co wydaje Wam się interesujące (lub co więcej, jesteście zaznajomieni z uniwersum) to polecam sprawdzić ten tytuł.

Podziękowania dla firmy Retall, za możliwość przetestowania gry.

To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s