Do graczy, od zawsze przyklejane są wszelkiego rodzaju łatki i określenia, tyczące się dosłownie wszystkiego, od zachowania przez wygląd po preferencje growe. Niektóre są pozytywne, inne mniej lub bardziej obraźliwe, jednak ostatnio natrafiłem na jedno, którego jeszcze nie znałem i które może być odebrane dwojako, mianowicie „nostalgia whore”. Osobiście mam do siebie trochę dystansu i tak sobie myślę, że to określenie dość trafnie opisuje to, jakim czasem graczem jestem, bo nie da się ukryć, że sporą część mojego growego czasu zabierają rozmaite tytuły sprzed lat. Dokładnie to samo dzieje się dzisiaj, gdyż przychodzę do Was z przemyśleniami po ograniu kolejnej gry, o której pewnie mało kto słyszał, bo pamiętać to pewnie nie pamięta nikt — Cyber Citizen Shockman. Zapraszam do czytania!

Tytuł od Masaya Games, pierwotnie ukazał się w 1989 roku, tylko w Japonii, na sprzęcie PC Engine / Turbografix-16, co już z miejsca uczyniło go „niszowym” dla reszty świata i dostępnym zapewne tylko dla garstki entuzjastów tego sprzętu na świecie. Mamy tu do czynienia z dwuwymiarową plaformówką, przypominającą nieco serię Mega-Man, naszymi bohaterami są Tasuke i Kyapiko (w tym przypadku dwójka bohaterów oznacza też, że mamy tutaj zaimplementowany najlepszy rodzaj rozgrywki multiplayer, jaki widział świat — kanapowy coop!), androidy, będące tworem naukowca zwanego Doc, które to są tytułowymi „Shockman’ami”. Zadanie jak to zwykle w tego typu grach bywa, jest dość proste — uratować świat! W tym przypadku mamy 18 dni (każdy dzień = jeden poziom), aby wytłuc wszystkich członków Skull Force z Dark Skullem na czele.
Autorzy oddali w nasze ręce nieco dowolności w przypadku tego jak chcemy dojść do finalnego celu, gdyż przed każdym poziomem mamy możliwość wyboru planszy na prostej mapce, uleczenia się czy zakupu jakiegoś ulepszenia, które może dać nam nieco przewagi w walce. Jest to o tyle ciekawe, że odblokowanie pewnym poziomów może odkryć przed nami nieco przydatnych dodatków (taka pseudo nieliniowa rozgrywka z elementami RPG). Każdy z wybranych poziomów kończy się walką z bossem i jak dla mnie to równie dobrze mogłoby ich nie być, gdyż zawodzą w każdym aspekcie swojego istnienia — od samego powtarzalnego i nijakiego designu po byle-jaką rozgrywkę. Niestety walka z bossami to nie jedyne co tu nie wyszło… Tytułom sprzed lat można wiele wybaczyć, mając na uwadze fakt, że wiele z nich wyszło, zanim cześć z Was w ogóle pojawiła się na tym świecie, jednak jest jedna rzecz, która moim zdaniem po prostu nie podlega żadnej dyskusji w tym konkretnym przypadku, mianowicie sterowanie. Przez całą rozgrywkę miałem wrażenie jakby grał w lodowy poziom z Mario… Bohaterowie są powoli, wręcz wymagają rozpędu, a o jakiejkolwiek dokładności w skakaniu po przeszkodach możecie zapomnieć. Wszystko to powoduje miejscami wręcz frustrację i wcale się nie zdziwię, jeśli ktoś odpali pierwszy poziom i będzie to jednocześnie ostatni, w jaki zagra.












Oprawa audiowizualna cieszy oko i ucho — nie będę tu ukrywał, że mam słabość do pixelartu ery 16bitowców, a dobrze wykonany chiptune dopełnia cały obrazek. W przypadku wykonania technicznego samego portu/emulacji, mamy tutaj już klasyk od Ratalaika Games, gdyż wydawca ten pcha dosłownie ten sam „system” do każdego, przywracanego przez siebie do życia tytułu — proste menu, wybór między oryginałem a zlokalizowaną wersję, możliwość zapisu w dowolnym momencie, przewijanie czasu, kilka ustawień graficznych i filtrów czy kody ułatwiające grę.
Biorąc pod uwagę wszystko powyższe, muszę przyznać, że Cyber Citizen Shockman „dupy nie urywa”. Mam gdzieś z tyłu głowy, że tytuł ten jest tak samo stary, jak i ja, jednak mimo wszystko uważam, że przywracając takie marki do życia, dobrze byłoby, choć minimalnie poprawić pewne aspekty (jak to nieszczęsne poruszanie się), a hardkorowym retro-purystom dać możliwość ogrania tytułu w nienaruszonej formie. Może wymagam zbyt wiele od gry sprzed kilku dekad, sprzedawanej w cenie niecałych 30 PLN, ale mam wrażenie, że na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy, miałem okazję zagrać w kilka innych gier wpasowujących się w podobną konwencję jak ta, które mimo wszystko broniły się o wiele lepiej. Jeśli lubicie retro platformery 2D z całą dobrocią ich inwentarza, to jest szansa, że odnajdziecie trochę radości w Cyber Citizen Shockman, jeśli natomiast jesteście po prostu ciekawi „o co cały ten szum” z przywracaniem marki po 30 latach, to może wybierzcie coś innego.

Ogromne podziękowania dla ekipy ogarniającej PR twórców za podrzucenie mi gry do sprawdzenia.
To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”