Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem FPS’ów na konsoli, fakt było kilka gier jak Killzone, Black, Borderlands czy Far Cry, w które grało mi się naprawdę dobrze, ale to nie zrobiło ze mnie jakiegoś wielkiego gatunku – mówiąc krótko orłem w strzelanki na PlayStation nie jestem. Do Dooma podchodziłem z lekkim dystansem, głównie dlatego, że pierwsze co pomyślałem to to, że będą tam umierał… i to bardzo dużo 🙂 Traf jednak chciał, że napędzony hypem nakręconym przez moich znajomych i niespodziewanym prezentem w postaci kopii gry, postanowiłem spróbować swoich sił jako Doom Slayer, pogromca demonów. Czy to naprawdę jeden z najlepszych FPS’ów ostatnich lat? Kiedy przeglądałem sobie strony związane z Doom’em, wpadł mi w oko pewien cytat
„Doom is to id Software what Revolver was to The Beatles”
Harvey Smith
Czy nowa odsłona przygód Doom Slayer’a ma szansę dorównać do tych słów? No i oczywiście, czy warto zagrać? Zapraszam do recenzji.

Fabuła jest dość prosta, demony opanowały ziemię i tylko my jesteśmy w stanie je rozgromić, zabieramy więc swojego gnata i ruszamy na polowanie na przywódców tych maszkar. Jest to dość skromny opis fabuły ale też nie chciałbym Wam tutaj nic więcej z niej zdradzać bo osobiście byłem zaskoczony ilością przerywników filmowych i opisów, wyjaśniające kolejne elementy otaczającego nas świata – i to nie było moje jedyne zaskoczenie. Nie ma oczywiście co ukrywać, to nie fabuła gra tutaj pierwsze skrzypce…

Kiedy usiadłem przed telewizorem i odpaliłem Doom’a, to muszę przyznać, że w mojej głowie miałem tylko jedną myśl – RAMBO! Jakież było moje zdziwienie kiedy po chwili byłem zmuszony spieprzać na drugi koniec lokacji, żeby tylko ujść z życiem. Rozgrywka wymaga od gracza odrobinę taktyki (nie popadajmy też w skrajność, to nie SWAT czy Rainbow Six) i nie wystarczy tylko napieprzać na ślepo jak popadnie, gdyż po pierwsze w przypadku silniejszych przeciwników najlepiej znaleźć ich słabe punkty, a po drugie amunicja wcale nie wala się tutaj po podłodze niczym monety w skarbcu Sknerusa McKwacza. Nie ma tu oczywiście mowy o jakimś surwiwalu bo dodatkowe zdrowie, amunicję czy pancerz, jesteśmy w stanie sobie zorganizować przez efektowne przecinanie wrogów naszą piłą mechaniczną (której kończy się paliwo…), to pierwsze dostaniemy również za miażdżenie ogłuszonych wrogów, po wpakowaniu w nich odrobiny ołowiu, przy pomocy „zabójstw chwały”. O ile sam fakt konieczności (tak jest to konieczność a nie wybór) farmienia zasobów, na samym początku mnie nieco irytował, tak same egzekucje to po prostu creme de la creme. Z czasem przyzwyczaiłem się na tyle do tej mechaniki, że na palcach jednej ręki policzę ile razy zostałem bez amunicji podczas starcia – w końcu trening czyni mistrza, prawda?
Wraz ze zróżnicowaniem sposobów na powalenia naszych wrogów, w parze idzie rozbudowany arsenał – wyrzutnia rakiet, ikoniczna dwururka, ciężkie działo, karabin plazmowy, BFG, granaty, miotacz ognia i kilka innych, z których każdy możemy jeszcze rozbudować, np. o wyrzutnie bomb przylepnych, precyzyjny celownik czy system naprowadzania – krótko mówiąc każdy łowca znajdzie coś dla siebie. Tak zróżnicowani wrogowie oraz arsenał sprawiają, że rozgrywka jest niezwykle dynamiczna – tu nie ma czasu na kampienie ze snajperką gdzieś w rogu areny, a zasada jest prosta, zatrzymałeś się w miejscu = nie żyjesz. W zasadzie od samego początku jesteśmy zmuszeni do wykorzystywania wszystkiego co fabryka dała, gdy np. w chmarze atakujących nas wrogów znajdziemy Cacodemona, Arachnotrona, Cyberantropokuba, Arcypodlca czy Trutnia maykrów – na każdego znajdzie się coś co pomoże zamienić go w kupkę flaków i juchy.

Oprócz naszych namacalnych zabawek, nasze kill ratio możemy również zwiększyć poprzez różnego rodzaju modyfikacje: żetony pretorskie, które możemy wykorzystać na podniesienie możliwości naszego stroju Slayera w kilku kategoriach; kryształy strażnicze, którymi jesteśmy w stanie poprawić poziom zdrowia, pancerza czy amunicji; runy, które mogą pomóc przy zabójstwach chwały, przeżyciu w krytycznej sytuacji, wydłużą czas oszołomienia demonów lub poprawią kontrolę nad bohaterem w locie (run jest łącznie 9, a jednocześnie możemy mieć w użyciu 3). To wszystko składa się w jedną całość, powodując, że z pozoru prosta strzelanka, zmienia się w dość rozbudowanego FPS’a z niesamowitą dynamiką walki.

Przejście gry zajęło mi coś ok. 15 godzin, w ciągu których ograłem wszystkie misje z głównej linii fabularnej, wziąłem udział w kilku wyzwaniach i ochoczo poszukiwałem sekretów i dodatkowych żyć rozrzuconych po lokacjach – wynik jak na FPS myślę, że wręcz rewelacyjny, szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę, że podczas tych kilkunastu godzin, ani razu nie poczułem znużenia i nie dostrzegłem aby twórcy gdzieś specjalnie rozwleczali poziomy. Jeśli komuś jeszcze mało to twórcy do naszej dyspozycji oddali kilka różnych poziomów trudności, które skutecznie mogą wydłużyć zmagania, oraz tryb multiplayer, tzw. „Battlemode”, którego niestety nie byłem w stanie sprawdzić, ale warto wspomnieć, że jest.

Z technicznych punktów widzenia, nie mam do czego się przyczepić. Graficznie jest po prostu miód, rozbryzgi kolejnych demonicznych popleczników piekła wyglądają efektownie, a wszystko to przy stabilnej ilości klatek na sekundę (grę ogrywałem na PS4 Pro). Muzyka natomiast to coś pięknego, nakręca do zabijania niczym dobrze dobrana lista podczas treningu na siłowni, naprawdę chylę czoła przed zespołem, który był odpowiedzialny za udźwiękowienie, brawo!. Warto również zaznaczyć, ze gra dostała pełną polską lokalizację, a dubbing nie kłuje w uszy, co biorąc po uwagę wymienione elementy, na pewno ucieszy wielu graczy i pozwoli im lepiej wszystko zrozumieć.

Kończąc już ten mój wywód, powiem tylko, że skoro taki fps’owy noob jak ja nie mógł się wręcz oderwać od konsoli (w przeciwieństwie do części ciała demonów od nich samych badum tss), miażdżąc kolejne demony na niezliczoną ilość sposobów, to znak, że każdy powinien sprawdzić jak to jest być Doom Slayerem z jego wielkim shootgunem.

Grę do recenzji dostałem prosto od polskiego oddziału firmy Bethesda, za co bardzo im dziękuję!
W grze właśnie nie podoba mi się ta cała brutalność bo prawie jej nie uświadczymy podczas gameplayu skoro wszystko znika po paru sekundach to jedyny zarzut do tej gry dlatego królem brutalności nadal nazywam brutal dooma.
PolubieniePolubienie
Brutal doom to coś pieknego 😀
PolubieniePolubienie