W związku z tym, że pierwotnie, mocno zatłoczone półrocze nieco się rozrzedziło jeśli chodzi o premiery gier, postanowiłem zwrócić swoją uwagę na segment Indie i poszukać czegoś co warte byłoby ogrania. W ten sposób trafiłem na trailer Dawn of Fear, produkcję od hiszpańskiego studia Brok3nsite. Bez bicia przyznam, że momentalnie mnie zaciekawiła gdyż na pierwszy rzut oka nie można było nie dostrzec ogromnej inspiracji staro-szkolnymi horrorami. Traf chciał, że w dzień premiery, zawitała ona na mojej konsoli i teraz mogłem bez przeszkód sprawdzić czy moja ekscytacja będzie miała pokrycie w rzeczywistości. Czy Dawn of Fear straszy? Czy jest to godny powrót starej szkoły horroru? No i oczywiście, czy warto zagrać? Zapraszam do czytania!

Nasz bohater – Alex, nie ma łatwego życia, najpierw traci ojca oraz brata w wypadku, a jakiś czas później dostaje telefon, informujący go, że powinien wrócić do swojego rodzinnego domu (w którym nie postawił nogi od bardzo dawno), gdyż jego macocha popełniła samobójstwo. Trzeba przyznać, że już od początku historia nie zapowiada się na zbytnio optymistyczną dla naszego bohatera, nie mniej jednak, Alex wraca aby uporządkować wszystko i zamknąć za sobą ten bolesny rozdział. Po przyjeździe szybko jednak orientuje się, że coś tu się nie zgadza – wskazówką może być fakt panoszących się po posiadłości zombiaków i innych potworów, oraz to, że gość który z nim przyjechał został nagle przybity do drzwi… W tym momencie zaczyna się nasza właściwa przygoda, podczas której musimy wyjaśnić co tu się do cholery odwala, no i oczywiście przeżyć.

Jeśli chodzi zaś o gameplay to mamy tutaj do czynienia z miksem Resident Evil oraz Silent Hill, począwszy od posiadłości, której nie sposób nie porównać do posiadłości Spencera, przez irytującą pracę kamery, drewniane sterowanie po zagadki, klucze do drzwi, niepokojący soundtrack czy walki z bossami. Wszystko to ma swoje wady i zalety.
Przemierzając kolejne lokacje, będziemy znajdować szczątkowe ilości amunicji, apteczki oraz przeglądać porozrzucane notatki, które mają nam nieco pomóc zrozumieć co tutaj się dzieje. Wszystko to zachowuje się w naszym notesie, do którego możemy zaglądać w dowolnym momencie. Dodatkowo oprócz roli naszego ekwipunku, pełni on również rolę częściowego HUD’a, gdzie możemy podejrzeć stan naszego zapasu amunicji oraz zdrowia – kiedy obrywamy, notes staje się co raz bardziej zakrwawiony.

Kolejnym istotnym elementem rozgrywki są zagadki, których jest tutaj więcej niż się spodziewałem. Jeśli graliście w jakikolwiek survival horror, który takowe posiadał to w zasadzie nic was nie zaskoczy, gdyż mamy tutaj sekwencje typu wciśnij odpowiednie przełączniki, ustaw mechanizm w odpowiedniej pozycji czy użyj odpowiedniego przedmiotu w odpowiednim miejscu – jednym słowem klasyka. Same zagadki nie należą do najtrudniejszych, co można zaliczyć w sumie do plusów jak i minusów, dla mnie przykładowo jest to zaleta, bo nie stopują one całej rozgrywki na tyle żebym zaczął się frustrować, ale wiem, że znajdą się i tacy, dla których najwyższy poziom zagadek w takim Silent Hill to niedzielny spacer i mogą się oni czuć tutaj nieco rozczarowani.
Z pozytywów warto na pewno wymienić lokacje, które są dość zróżnicowane, dzięki czemu nie mamy tutaj wrażenia, że deweloper za często używał kombinacji Ctrl+C/V przy projektowaniu. Udało się również zachować ten niepokojący klimat, podczas przemieszczania się, na co niewątpliwie miała wpływ statyczna kamera, zawieszona gdzieś w jednym miejscu – zabieg jak najbardziej zrozumiały, jednak tutaj sprawiał drobne problemy, w połączeniu z zaimplementowanym sterowaniem nie raz zdarzyło mi się, że idąc w jakimś kierunku, następowała zmiana kąta kamery przez co mój bohater również zaczynał poruszać się w kompletnie inną stronę niż chciałem. Podobnie sprawa ma się ze sterowaniem podczas walki – ponownie klasyka, stajemy, cel i pal. Proste jak konstrukcja cepa, jednak detekcja kolizji pozostawia wiele do życzenia i jeśli nie przycelujemy z aptekarską dokładnością to nasza kula nawet nie draśnie przeciwnika, plus jest taki, że same zombiaki nie są jak terminator i w zasadzie da się je powalić dobrym headshotem.
Graficznie mamy tutaj powrót o jakieś dwie generacje w tył (a może i trzy) i za bardzo nie ma się czym dłużej rozwodzić, jednak pomimo całej prostoty oprawy, trzeba powiedzieć, że całokształt jest dość spójny i schludny, przez co nie kłuje w oczy aż tak bardzo.

Przejście zajmuje jakieś 4, może 5 godzin co jest wynikiem raczej średnim. Brak jakiegokolwiek dubbingu podczas rozgrywki również trochę boli, szczególnie kiedy dodamy do tego napisy przetłumaczone niezbyt dokładnie na język Szekspira. O ile takie czerstwe dialogi w Resident Evil wywoływały mimowolny uśmiech na twarzy, tak tutaj raczej jest to mina politowania.
Z bardziej poważnych zarzutów jakie mam do twórców jest to, że gra potrafi się wywalić tak, że w zasadzie jej ukończenie nie będzie możliwe (bo np. nie pojawi się konkretny przedmiot bez którego nie pchniemy rozgrywki dalej). Jeśli dodamy do tego ograniczone sloty zapisu, swoją drogą w bardzo fajnej formie, rozrzuconych po lokacjach świecach, które możemy użyć to mamy tutaj dość mocno irytujący problem. Szczęście w nieszczęściu, pogrzebałem trochę i okazuje się, że jest to znany nie tylko graczom ale i na szczęście twórcom Dawn of Fear, którzy zadeklarowali już, że pracują nad patchem mającym naprawić niedoróbki kodu.
Ciekawostką jest to, że gra powstała pod banderą PlayStation Talents Games Camp, „akcji”, która trwa od 2015 roku i ma w założeniu wspierać młode talenty w boju o przebicie się do mainstreamu branży gier wideo.
Jeśli ktoś z Was, chciałby się dowiedzieć więcej na temat tego przedsięwzięcia to odsyłam do oficjalnej strony https://www.playstationtalents.es/
Myślę, że można bez cienia wątpliwości powiedzieć, że w założeniu, Dawn of Fear miało być nostalgiczną podróżą do czasów najlepszych survival horrorów z lat 90-tych, czerpiąc garściami z klasycznych odsłon Resident Evil, Silent Hill czy Alone in the Dark. Z perspektywy fana owych produkcji, plan piękny, jednak jego wykonanie już nie tak bardzo. Gra ma swoje lepsze momenty i nie odrzuca momentalnie od konsoli jednak pozostawia ogromny niedosyt. Pomimo wszystkiego, jestem w staniej w jakieś części zrozumieć i wybaczyć efekt końcowy, gdyż podchodząc do gry, nie oczekiwałem więcej niż fanowskiej produkcji, inspirowanej moimi ulubionymi horrowami i patrząc przez pryzmat tego, nie skreślałbym studia Brok3nsite jak i samej produkcji. Mam nadzieję, że twórcy nie porzucą swojego rzemiosła, wyciągną wnioski i wrócą do nas z kolejną, lepszą produkcją, a póki co polecam Wam poczekać na przecenę, gdyż 84 PLN za te kilka godzin to stanowczo za wysoka kwota i mam wrażenie, że gra szybko trafi na wyprzedaże na PSStore z cyklu „Gry poniżej XX PLN” itp.

Na koniec chciałbym podziękować ekipie ze studia Brok3nsite za sprezentowanie mi kopii do recenzji.
Mam nadzieję, że sie Wam podobało.
Do następnego!
Kuba „PlayStation Fanatyk”