Ostatnio zacząłem, że trochę to trwało a teraz to nie wiem co mam napisać na początek jak na kolejny wpis w tej serii musieliście czekać jeszcze dłużej. Tak czy siak, korzystając z okazji, że jestem w trakcie ogrywania The Dark Pictures Anthology: Man of Medan od Supermassive Games, postanowiłem powspominać ich poprzedni tytuł na PlayStation 4, mianowicie Until Dawn…
Nie jest tajemnicą, że jedną z moich ulubionych gier na poprzednią generację jest Heavy Rain, które zresztą było jednym z powodów dlaczego kupiłem akurat PlayStation 3. Tak więc, kiedy zapowiedziano Until Dawn to wyglądało to jak spełnienie snów – horror, nawiązujący mocno do kinowych slasherów klasy B w formie interaktywnego filmu ala produkcje od Quantic Dream, krótko mówiąc czekałem jak mały dzieciak na gwiazdkę.
Swoją drogą, taka ciekawostka – Until Dawn było pierwotnie planowane jako gra na PlayStation 3 i wyglądało wtedy zupełnie inaczej, niż to co dostaliśmy finalnie. Na kanale użytkownika PtoPOnline, możecie sprawdzić obszerny, 40sto minutowy gameplay z wczesnego prototypu, gdzie akcję przedstawiono z perspektywy pierwszej osoby, a do sterowania wykorzystano min. PS Move.
Przed premierą, grę opisywano jako historię gdzie wszystko ma swoje konsekwencje, cóż nie kłamano, bo wystarczy chwila nie uwagi lub zła decyzja i w zasadzie możemy być pewni, że któryś z naszych bohaterów pożegna się z tym światem, ale nie bójcie się, nie jest to nic strasznego a gra trwa dalej, bo tak naprawdę to właśnie mechanika efektu motyla jest tym co napędza tutaj rozgrywkę, to jak potoczy się historia i kto będzie w niej do końca (lub czy zostanie ktokolwiek..) zależy tylko od naszych decyzji.
Tak jak wspomniałem na początku, twórcy garściami czerpią z horrorowych produkcji jak „Piątek, trzynastego”, „Bal maturalny” czy „Koszmar minionego lata” i robi to naprawdę dobrze! Mamy tutaj grupkę znajomych, którzy postanawiają wybrać się do odosobnionej chatki w górach aby tam odstresować się i pić na umór, niestety impreza kończy się tragedią w lesie z którą związek może mieć tajemnicza postać z lasu. Rok później, pozostała część wesołej ekipy wraca do posiadłości u podnóża Blackwood Mountain aby upamiętnić ten nieszczęśliwy wypadek i zabawić się raz jeszcze – takie tam Día de Muertos w wydaniu rodem z American Pie. Przyznacie, że tło fabularne, do zbyt ambitnych nie należy ale dokładnie takie miało być i pasuje idealnie do tego co się dzieje na ekranie. Jak możemy się szybko domyślić, nasz wesoły wypad momentalnie przekształca się w morderczą grę z tajemniczym psychopatą w tle – co zrobić? uciekać? walczyć? komu zaufać a komu nie? To wszystko jest w naszych rękach.. Tak pokrótce prezentuje się historia, klisza za kliszą ale mimo to przyjemnie patrzyło się na to co się dzieje na ekranie (nie żebym był jakimś psychopatą…) i nawet przez chwilę mnie to nie nużyło.
Cała przygoda za pierwszym podejście zajmuje około 7-9 godzin, i podzielona jest na 10 epizodów, które to przerywane są spotkaniami z psychiatrą, niejakim Dr. Hill’em, znanym jako „The Analyst”, który sam wydaje się być niezbyt zrównoważony. Podczas tych przerywników z doktorkiem, doświadczamy osobliwej psychoanalizy a on sam pełni ciekawą rolę w fabule gry – ale tego jaką dokładnie to nie będę spoilerował.
Wspominałem o efekcie motyla? No właśnie, zapomniałem powiedzieć, że wprowadzenie ów systemu wymusiło poniekąd to, że rozgrywka może się skończyć na wiele różnych sposobów co z kolei przekłada się na ogromny replay value tego tytułu – sam przechodziłem Until Dawn wielokrotnie, za pierwszym razem nawet udało mi się utrzymać przy życiu wszystkich bohaterów, a potem za każdym kolejnym razem pozwalałem, świadomie lub nie, na śmierć kolejnych postaci (kurde chyba jednak mam w sobie coś z psychpaty..).
Co do mechaniki to jak to w interaktywnych filmach bywa, głownie obserwujemy wydarzenia na ekranie, czasem wystukujemy odpowiednią sekwencję na przyciskach naszego pada i oglądamy dalej. ALE jak się okazuje autorzy postanowili nie pójść całkowicie na łatwiznę i zaimplementowali kilka fajnych ficzerów, niespotykanych zbytnio w innych tego typu produkcjach, mianowicie kiedy nie oglądamy przerywników i mamy kontrolę nad naszą postacią, możemy znaleźć porozrzucane po lokacjach totemy, dzięki którym możemy ujrzeć fragment przyszłych wydarzeń a zdobytą wiedzę, wykorzystać do poprowadzenia dalszej historii tak jak tego chcemy. Inną ciekawostką jest wykorzystanie żyroskopu w naszym dualshocku – w pewnym momencie, gra zasygnalizuje nam, że w danej scenie aby nasz bohater zachował spokój i nie miał do końca przesrane, musimy trzymać pada stabilnie w jednej pozycji. To co z kolei irytuje to drewniane sterowanie bohaterami, pamiętam jak wnerwiałem się na Heavy Rain a w Until Dawn lepiej w sumie nie jest – nie wiem, może to jakaś domena gier z tego gatunku?
O grafice nie będę się tutaj rozwodził bo „ni czas to ni miejsce” ale jedno co może Was zaciekawić to fakt, że grę napędza silnik Decima od Guerrilla Games, ten sam na którym zrobiono Horizon Zero Dawn i który tak zachwycił niejakiego Hideo Kojime, że postanowił użyć go przy produkcji nadchodzącego Death Stranding.
Dodatkowym atutem dla wielu będzie pewnie fakt, że gra trafiła do programu „Polonizacja 2.0”, dzięki czemu dostaliśmy pełny dubbing. Swoją drogą, PlayStation Polska chyba uważało to za mocny atut produkcji bo spora część ich akcji promocyjnej opierała się właśnie na fakcie spolszczenia. Do produkcji zaproszono min. Olę Szwed, którą ja to pamiętam/kojarzę jedynie z serialu „Rodzina zastępcza”.
Podsumowując te moje chaotyczne myśli to polecam gorąco zagrać każdemu, kto z jakiegoś powodu ominął tę pozycję bo to naprawdę kawał dobrej gry, tak dobrej, że w swojej najnowszej pozycji wykorzystali sporo patentów z Until Dawn (co uświadomiłem sobie w tym momencie, pisząc ten tekst). Sama gra kosztuje teraz paredziesiąt PLN, jedynie fakt, że jest exem na PS4 może być tutaj utrudnieniem. Pamiętam, że grę dostałem na urodziny i w zasadzie zaraz po zakończeniu imprezy wrzuciłem ją do konsoli a pada odłożyłem dopiero po zobaczeniu napisów końcowych. Od długiego czasu, naprawdę niewiele gier wciągnęło mnie na tyle, żebym poświęcił swój sen na rzecz grania, a Until Dawn można zaliczyć do jednej z nich 🙂 Chyba się starzeje…

To tyle na dzisiaj, mam nadzieję, że tekst Wam się podobał 🙂
Do następnego!
Kuba „PlayStation Fanatyk”

2 komentarze Dodaj własny