Kroniki Grozy #1 – Silent Hill Downpour

No to lecimy z premierą jednej z dwóch nowych serii o których wspominałem już kilkukrotnie na blogu. Kroniki Grozy to seria, która jak sama nazwa wskazuje, będzie o grach,  które potrafią nas przestraszyć (albo przynajmniej taki miały zamiar…).

Nie będą to typowe dla mnie recenzje jak w przypadku serii „O tym w co ostatnio grałem, słów kilka” a raczej zbiór luźnych tekstów i przemyśleń, które mi przyszły do głowy na temat danego tytułu. Uprzedzając ewentualne głosy narzekań – o ile w reckach staram się unikać spoilerów jak mogę tak tutaj nie będę na to zwracał tak rygorystycznej uwagi ale też spokojnie, nie zdradzę np. zakończenia gry. Całość opiera się o moją kolekcję, tak że jeśli o jakieś grze nie wspomniałem to istnieje szansa, że jeszcze jej nie zakupiłem ;), systematycznie staram się dokupować kolejne tytuły, tak że możecie być pewni, że jeżeli seria się Wam spodoba to będę dorzucał kolejne gry do puli. Dobra, wstęp wyszedł mi trochę przydługi tak więc zaczynamy, na pierwszy ogień Silent Hill Downpour!

Do 8mej odsłony Silent Hill zabierałem się niczym pies do jeża, co spowodowane było chyba głównie kiepskimi wspomnieniami z Homecoming, które miałem przyjemność sprawdzić chwilę wcześniej, a także tym, że gra zbierała naprawdę mieszane i miejscami skrajne recenzje. Jednak sytuacja z horrorami wygląda u mnie tak, że niezależnie jak zła była dana gra to i tak ogram kolejną, z nadzieją, że wreszcie ta konkretna będzie tym czego szukam. Tak więc stało się to co się stać musiało, któregoś weekendu kiedy zostałem sam w domu, postanowiłem sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości.

Ponownie Konami postanowiło oddać pałeczkę komuś innemu, a zaszczyt stworzenia kolego Silenta przypadł Czechom z Vatra Games, którzy w swoim portfolio w zasadzie nie mają nic.. Dlaczego gra nie została w rękach Japończyków? Kto wie.. z tego co wyczytałem w internecie to włodarze K nie byli zadowoleni ze sprzedaży Silent Hill 4 i stwierdzili, że czas zacząć mocniej inwestować w zachodnich deweloperów.  Swoją drogą nie wiem czy wiecie ale Team Silent zostało definitywnie zlikwidowane jakiś czas temu, a część zespołu została oddelegowana do innych projektów (np. scenarzysta SH 1-3, Hiroyuki Owaku został odesłany do produkcji gier mobilnych…) przez co nawet gdyby Ulewa powstała w wewnętrznym studiu to nadal nie pracowaliby przy niej Ci sami geniusze co przy odsłonach od pierwszej do czwartej. Akira Yamaoka wspomniał nawet, że Team Silent składał się z pracowników, którzy zawiedli przy innych projektach i początkowo zamierzali opuścić firmę, zanim pierwsza odsłona Silent Hill okazała się sukcesem.

Wróćmy jednak do samej gry – na początku poznajemy naszego bohatera, Murphy’iego Pendletona, skazańca, który już na samym początku gry, ten pokazuje nam, że raczej nie należy do zbyt przyjemnych osób i gania z nożem za jakimś grubasem w więziennej łazience. Kim jest ów grubas i o co tu chodzi? To wyjaśni się później podczas gry a jak się możecie domyśleć to czyny bohatera jak i on sam mają ogromne znaczenie kiedy chodzi o Ciche Wzgórze i to min. właśnie chęć odkrycia tego co doprowadziło, że Murphy znalazł się w tym przeklętym miejscu jest tym co napędza chęć dalszego grania. Tak więc po drobnych perypetiach w więzieniu, wypadkowi podczas transportu i kilku innym wydarzeniom, lądujemy finalnie w spowitym mgłą Silent Hill. Jak patrzę na rozgrywkę to mam wrażenie, że Vatra chciało mieć swoje Resident Evil 4 i postawili trochę bardziej na akcję co jak dla mnie w horrorach pasuje niczym pięść do nosa – zdecydowanie bardziej wolę ciężki, psychologiczny klimat, który wręcz przytłacza gracza niż action horror (świetny przykład – Layers of Fear). No dobra, jeszcze pół biedy kiedy jest to zrobione w miarę dobrze ale tutaj to mam wrażenie, że ktoś nacisnął losuj jak dostosowywał parametry walki.. Możesz machać ile chcesz ale czy trafisz to inna sprawa, co szczególnie frustruje kiedy do ubicia jest więcej niż jedna maszkara. Z drugiej strony chcąc nie chcąc często po prostu spieprzyłem przed przeciwnikami bo straszniejsze niż oni było tylko to cholerne sterowanie w walce – czyli w sumie koniec końców jak to w survival horrorze powinno być.

Na szczęście sytuację ratuje tutaj samo miasteczko, które tym razem jest trochę bardziej w stylu sandboxa niż w poprzednich częściach, możemy zwiedzać naprawdę sporo miejsc. Dodatkiem do sztandarowej mgły jest tytułowa ulewa, która niby ma przejąć trochę rolę koszmaru bo kiedy pada to przeciwnicy są bardziej agresywni i silniejsi – czyli pamiętając jak wygląda walka, wnerwiają jeszcze bardziej niż zwykle. Poza marną walką dostajemy oczywiście zagadki, których poziom możemy wybrać jak w pierwszych odsłonach Silent Hill (w Origins, które ogrywałem niedawno chyba tego zabrakło jeśli dobrze pamiętam) i tu na szczęście twórcy nie dali tak dupy. Ogólnie motyw otwartego miasta wypełnionego budynkami do których możemy wejść , które w jakiś sposób mają działać na naszą wyobraźnię i w których możemy znaleźć jakieś zadanie do wykonania przypadł mi bardzo do gustu i był miłą odmianą formuły liniowej rozgrywki.

*********************************************************************************************************

SPOILER ALERT

Jak już jesteśmy przy rozgrywce i jej oddziaływaniu na gracza to nie mogę nie wspomnieć o jednym momencie w czasie gry, który pokazał, że scenarzysta naprawdę się starał i choćby dla tego momentu warto docenić jego pracę. Będzie to masywny spoiler więc polecam go ominąć jeśli ktoś ma zamiar jeszcze zagrać ;). Jak wiadomo, Silent Hill i jego mieszkańcy są odzwierciedleniem tego kim lub czym jest nasz bohater, i nie inaczej jest tutaj (pamiętacie grubasa z początku?). W Silent Hill 2, James miał swojego Piramidogłowego, w Downpour, Murphy ma Bogeyman z młotem, który podobnie nawiedza naszego bohatera. Podczas jednego spotkania widzimy jak ten psychol morduje chłopca imieniem Charlie, chłopca, który był synem Murphiego. Chwilę później podczas flashbacku widzimy, że syn naszego protagonisty został znaleziony martwy nad jeziorem a jego mordercą i Bogeymanem okazał się grubas z samouczka, niejaki Patrick Napier, sąsiad rodziny Pendletonów i w ten sposób wszystko składa się w jedną całość kiedy uświadamiamy sobie, że właśnie to wydarzenie, chęć zemsty i ciągłe obwinianie się doprowadziły Murphiego do miejsca w którym się znajduje… Z Boogeymanem przyjdzie się jeszcze nam spotkać ale chyba wystarczy tych spoilerów 😀


*********************************************************************************************************

Vatra Games postanowili złożyć ukłon w stronę Team Silent, wciskając masę nawiązań do poprzednich części. Moim ulubionym jest easter egg nawiązujący jednoznacznie do Silent Hill The Room.  W jednej z lokacji, po wspięciu się po drabinie, gracz ma możliwość wejścia przez okno do pewnego mieszkania, które okazuje się być mieszkaniem Henriego z SH4. Poza takimi nawiązaniami dostajemy klasycznie kilka zakończeń, w tym znany i lubiany scenariusz z UFO.

Grę ograłem w zasadzie w jeden weekend grając ciągiem i koniec końców bawiłem się naprawdę dobrze, może i ma ona swoje lepsze i gorsze momenty, może nie jest aż tak przerażająco jak w Silent Hill 1 czy 2, może miejscami jest dość przewidywalnie, ale nadal da się odczuć pewien klimat tego przerażającego miasteczka z piekła rodem i z miłą chęcią wrócę jeszcze kiedyś do gry, żeby tym razem przejść też wszystkie aktywności poboczne ale kiedy to się stanie to sam nie wiem…

Na koniec mała ciekawostka dla fanów Silent Hill – Keiichirō Toyama, uważany za ojca SH, stworzył również inny świetny horror, mianowicie Forbidden Siren, który pewnie pojawi się w tej serii.

To tyle na dzisiaj, dajcie znać co myślicie o tej serii i czy chcielibyście więcej wpisów w podobnej formule.


Do następnego!
PlayStation Fanatyk

Jeden komentarz Dodaj własny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s