W mojej kolekcji raczej nie znajdzie się zbyt wiele gratów spoza podwórka PlayStation, jednak jest jeden system, o którego zakupie (i zapewne wpadnięciu w kolekcjonerski wir) myślę od czasu do czasu, mowa o Sega Dreamcast, znanej u nas jako Makaron. To co mnie przyciąga do owego systemu — pomijając bibliotekę świetnych tytułów — to wsparcie społeczności, która prężnie działa na scenie homebrew, zarówno w kwestii gier jak i hardware. To w połączeniu z moim zamiłowaniem do indyków, zdaje się być idealnym połączeniem, ale może do rzeczy, bo jak zwykle gadam o wszystkim, tylko nie o tym co w nagłówku mojego wywodu!
Intrepid Izzy to produkcja, która ukazała się dosłownie kilka tygodni temu na PlayStation, Xboxa i Switcha i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że pierwotnie, jakiś rok temu, została wydana jako NOWA gra na na Dreamcasta (jak już wcześniej wspomniałem, moje serduszko fana homebrew/bootlegów/fanmade stuffu zabiło nieco mocniej na wieść o tym). Stworzona przez Senile Team (którzy swoją drogą zjedli zęby na hombrew jako autorzy Beats of Rage, na bazie którego powstał choćby Crisi Evil 2, którego pokazałem Wam w mojej małej serii fanowskich wydań), wydana przez Ratalaika Games, Izzy to platformówka 2D z elementami zapożyczonymi z brawlerów i metroidvanii, w których naszym zadaniem jest przeć do przodu (a potem wracać w drugą stronę) i obijać przy tym mordy wszystkim, napotkanym przeciwnikom, zbierając przedmioty i rozwiązując przy tym, mniej lub bardziej (jedna z naciskiem na mniej) skomplikowane łamigłówki.







Historia wrzuca nas w buty tytułowej Izzy, która przez swoją lekkomyślność (przecież jak coś jest zakopane od 10000 lat to czemu tego nie otworzyć…) uwalnia Dżina, który od teraz zacznie siać chaos na świecie. Jak się możecie domyślać, to na graczu spoczywa odpowiedzialność za posprzątanie tego bałaganu. Gameplay to jak wspomniałem już wcześniej, klasyczna platformówka 2D/brawler/metroidvania, ze standardową dozą backtrackingu i ograniczoną swobodą w eksploracji. Poszukując kolejnych elementów układanki, która pozwoli posłać Dżina z powrotem tam skąd przyszedł, będziemy zdobywać kostiumy, które robią tu za power-up’y, uzbrajające naszą kolorowo-włosą (wybaczcie ale jestem facetem i rozróżniam tylko RGB XD) wojowniczkę w nowe umiejętności, które to z kolei są przydatne nie tylko podczas walki ale również pomagają dostać się we wcześniej „zablokowane” miejsca — tu mały zgrzyt ponieważ nie mamy możliwości przełączania się pomiędzy nimi „w locie”, a jest to możliwe tylko w określonym miejscu (wspominałem już o backtrackingu?).
Jak wspomniałem wcześnie, nie obejdzie się tutaj bez ciągłego wracania w te same miejsca, jednak aby nam nieco to ułatwić, twórcy wrzucili do gry magiczne lustra, które jak się możecie domyślać, robią za skróty pomiędzy miejscami. np. takowe może nas przenieść do „Awesometown”, miasteczka w którym mieszka nasza bohaterka i które to daj nam możliwość opoczynku/doładowania jak i pogrania w minigierki zaimplementowane w grze.
Oprawa graficzna to przyjemna dla oka, rysowana kreska (choć raz nie pixelart), w którą twórcy tchnęli animowane życie, za pomocą autorskiego silnika, który powstał właśnie na potrzeby gry — gdyby kogoś to interesowało to poniżej znajdziecie dev log, który o tym opowiada:
Podsumowując, Intrepid Izzy to całkiem przyjemny tytuł dla retro fanów. Nie znajdziemy tu jakieś rewolucji, a nawet nie da się ukryć, że jest tu sporo niedoróbek, jednak pomimo tego wszystkiego, gra się w to nie najgorzej. Smaczku dodaje fakt, że w 2021 roku, ktoś postanowił zrobić całkiem nową grę na system sprzed ponad dwóch dekad i choćby dlatego warto sprawdzić ową produkcję.

To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”