Czy ktoś jeszcze pamięta czasy flash’owych gierek, szyldu Miniclip czy tytułów pokroju Little Fighter? Jeśli tak to znaczy, że czas wziąć ibuprofen na ból pleców (badum tss), jeśli natomiast nie macie pojęcia, o czym piszę, to w skrócie chodzi o małe gierki, które nie wymagają absolutnie żadnego większego zaangażowania, aby móc się nimi cieszyć (często razem ze znajomymi) — kiedy po raz pierwszy odpaliłem tytuł, o którym chciałbym Wam dzisiaj coś powiedzieć, to było dokładnie moje pierwsze skojarzenie. Zapraszam do czytania!
Zastanawialiście się kiedyś co może powstać z połączenia szkolnej gry w zbijaka ze sztukami walki? Pewnie nie, jednak ekipa z WhaleFood Games stwierdziła, że to może być coś i postanowili zrobić z tego grę. Gameplay jest prosty jak konstrukcja cepa — naszym zadaniem jest uderzyć piłką w dzwon znajdujący się po stronie naszego przeciwnika, zdobywając w ten sposób punkt, wygrywa ten, kto po upływie czasu (każda runda trwa 3 minuty) będzie ich miał więcej. Proste prawda? Cóż w teorii w zasadzie tak, jednak nie możecie po prostu dryblować do bramki — tu swoje pięć minut mają wspomniane sztuki walki, gdyż nie dość, że możemy kopać piłkę, to przy okazji możemy również oklepać gęby drużny przeciwnej (a nawet doprowadzić do nokautu).
Arcade’owy sznyt jest tu w zasadzie widoczny od samego początku, gdyż brak tu jakiejkolwiek historii, czy choćby w prowadzenia do rozgrywki — coś jak na wuefie rzucona piłka na środek sali i hasło „grajcie”. Do dyspozycji mamy tu zarówno rozgrywkę offline — solo / 2v2 / Turniej / własny rozgrywka / trening — jak i online (jeśli opcje nie kłamią to dostępny jest multi-platformowy cross play. Na dzień dobry dostajemy kilkoro bohaterów do wyboru — swoją drogą czy jeden nie przypomina wam Krillana?? — kolejnych do odblokowania, a każdym z nich gra się nieco inaczej.
Choć na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo prostolinijnie to po dłuższej chwili stwierdzenie „easy to play, hard to master” wydaje być się tu dość trafne. Dlaczego tak twierdzę? Cóż, po pierwsze fizyki i grawitacji nie da się oszukać — czasami trzeba się nieco namęczyć, aby opanować pęd naszego awatara i wycelować uderzenie w piłkę tak, aby poleciała w zamierzonym kierunku; po drugie poziomy (twórcy przygotowali dla nas 6 odmiennych aren) są na tyle zróżnicowane, że nie da się znaleźć uniwersalnego sposobu na zdobycie gola (jak np. walenie z połowy boiska z całej epy w FIFA World Cup 2002); no i po trzecie, przeciwnicy potrafią być naprawdę upierdliwi (szczególnie na wyższych poziomach trudności).
KungFu Kickball to przykład idealnego odmóżdżacza, który możecie odpalić sobie na kilka chwil czy to solo, czy w gronie znajomych i po prostu dobrze się bawić. Osobiście polecam i mam nadzieję, że natknę się jeszcze na PSStore na podobne tytuły, które zagrają nieco na mojej nostalgii.

To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”