Niedawno opublikowałem swój słowotok po ukończeniu Silent Hill 4, wspominając przy okazji, że jestem w trakcie ogrywania SH Origins. No i w końcu udalo się – po ok. 9h gry ukończyłem kolejną cześć tej zacnej serii.
Silent Hill Origins (lub Zero), została pierwotnie wydana w 2007 roku na konsolę PlayStation Portable, a jakiś czas później otrzymała port na PlayStation 2 (na którym notabene ją ogrywałem). SH Origins jest prequelem do całej serii i ma poniekąd za zadanie ukazać nam początek znanego nam szaleństwa cichego wzgórza.
//Ciekawostka 1: Silent Hill Origins to finalny tytuł gry, w okresie tworzenia, nazywane było Silent Hill: Original Sin.//
Naszym bohaterem jest Travis Grady, kierowca ciężarówek, który zmęczony kolejną trasą postanowił skrócić sobie nieco drogę i wylądował…w okolicy Silent Hill. Tym, którzy znają już serię nie muszę tłumaczyć czym jest tytułowe miasteczko, dla niezorientowanych powiem tylko, że ani nie trafia się tam przez przypadek ani też to co się tam dzieje, nie jest przypadkowe. Podczas przejazdu na drodze pojawia się pewna postać, zmuszając tym samym Travisa do podjęcia szybkiej reakcji aby uniknąć potrącenia. Chcąc sprawdzić czy nikomu nie stała się krzywda, opuszcza on swoją ciężarówkę i po chwili spostrzega małą dziewczynkę, która na jego widok ucieka. Nasz bohater próbując dogonić uciekinierkę trafia do Silent Hill i tak zaczyna się nasza właściwa rozgrywka.
//Ciekawostka 2: Jest to pierwsza odsłona, w której mamy możliwość walki gołymi rękami.//
Gra technicznie przypomina poprzednie odsłony, liniowo przechodzimy z lokacji do lokacji, rozwiązujemy prostsze bądź trudniejsze zagadki, walcząc przy okazji z urzeczywistnionymi manifestacjami umysłu naszego bohatera. Najbardziej istotną zmianą w rozgrywce jest przenikanie się świata rzeczywistego i koszmaru – o ile w poprzednich odsłonach było to z góry założone (z wyjątkiem 4ki o której już pisałem wcześniej), tak tutaj do podróży między światami służą nam lustra, co pozwoliło twórcom zaimplementować zagadki, których rozwiązania wymagają różnych czynności w rożnych światach. Fabułę poznajemy głównie poprzez porozrzucane notatki, zdjęcia, wizje naszego bohatera i przerywniki filmowe następujące co po ważniejszych momentach w grze. Jak sama nazwa wskazuje, jest to odsłona majaca na celu wyjaśnienie tego co dzieje się w Silent Hill, będziemy światkami pewnego rytuału, spotykamy wiele postaci znanych nam z późniejszych odsłon jak np. dyrektora lokalnego szpitala Dr. Michaela Kaufmann’a, pracującą tam pielęgniarkę Lisę Garland czy matkę tajemniczej dziewczynki Dahlię Gillespie. Mówi wam coś imię Alessa? Cheryl Mason? Ci, którzy grali w poprzednie odsłony będą zachwyceni ilością powiązań między SH Origins, a resztą serii.
Pamiętając, że jest to port z przenośnego PSP to muszę przyznać, że SH Origins wygląda naprawdę nieźle, na tle innych gier na PlayStation 2. Za muzykę ponownie odpowiada, niezawodny kompozytor, Akira Yamaoka (a propo samego kompozytora to będę miał do pokazania dla Was pewną ciekawostkę z mojej kolekcji – ale o tym kiedy indziej). Podobnie jak w innych odsłonach serii, tutaj też możemy liczyć na kilka zakończeń, które osiągamy poprzez nasze decyzje w grze.
Plusy:
– Klasyczny gameplay
– Przeciwnicy
– Nawiązania do w innych odsłon
– Historia
– Klimat
– Muzyka
– System podróży między światami
Minusy:
– Praca kamery
– Szybko niszczące się bronie
Dla mnie Silent Hill Origins jest naprawdę dobrą odsłoną w kontekście całej serii – masa nawiązań do innych części, świetnie poprowadzona historia i znana mechanika gry – brzmi jak przepis na sukces. Każdy, kto z niechęcią patrzył na odsłony, które wychodziły po 3ciej części powinien sprawdzić SH Origins. Już nie mogę się doczekać kiedy do mojej konsoli trafi Silent Hill Shattered Memories, o której też na pewno nie zabraknie kilku słów na moim blogu.

Jeden komentarz Dodaj własny