O tym, w co ostatnio grałem słów kilka – Golf Club: Wasteland

Gry sportowe nigdy nie były moim konikiem i poza okazjonalnymi partyjkami w Fifę czy NBA ze znajomymi, raczej unikam tego typu tytułów (no, chyba że podciągniemy deskorolkę pod sport, bo w THPS natłukłem setki godzin hah). Jak tak sobie pomyślę, to ostatnim tytułem skupiającym się na grze w golfa, w jaki grałem było chyba Neo Geo Turf Master (swoją drogą chyba jedna z najrzadszych gier na ten system) na automatach. Tym razem jednak zrobiłem wyjątek i postanowiłem sprawdzić coś, co na pierwszy rzut oka przypomina raczej flashowe gierki z dawnych lat niż produkcję, którą można by wykorzystać do rozgrywania turniejów — Golf Club: Wasteland. Czy było warto? Zapraszam do czytania!

Golf bardzo często utożsamiany jest ze sportem dla wyższych sfer (co obecnie nie jest do końca prawdą) i takie założenie postanowiono również przenieść na ekrany naszych telewizorów. W grze trafiamy do alternatywnej rzeczywistości, w której nasza planeta stała się cmentarzyskiem neonowych świateł, rozpadających się budynków i rdzewiejących maszyn, za sprawą ogromnej katastrofy ekologicznej, a ludzkość zmuszona była do opuszczenia swojego domu. Co bogatsi, przenieśli się na Marsa, gdzie wiodą spokojne życie, a jedną z rozrywek jest Golf. Nie jest to jednak zwyczajna gra na wielkim zielonym polu w jakimś klubie, gdyż całym gry polem jest właśnie zniszczona Ziemia.

Gameplay jest prosty aż do bólu, celujemy lewym analogiem, dobieramy siłę i uderzamy w piłkę, tak aby ta ominęła jak najwięcej przeszkód i wpadła do dołka (czasem będzie to wymagało od nas nieco planowania, odbijania piłki od ścian etc.). Do naszej dyspozycji oddano tryb fabularny, wyzwania oraz iron, które możemy rozegrać na 35 planszach i które to zapewniają nieco odmienne doznania płynące z gry).

Jeśli chodzi o oprawę audio-wizualną to jest ona świetna w swojej prostocie. Chillowy soundtrack w połączeniu z „Radiem Nostalgia” — z którego audycji możemy dowiedzieć się czegoś więcej na temat wykreowanego tutaj świata i jego byłych mieszkańców — potęgują uczucie pustki i swego rodzaju osamotnienia na pustyni, jaką stała się nasza planeta. Twórcy pod przykrywką prostej gierki, starali się poniekąd zmusić gracza do drobnej refleksji, bo chyba nie da się nie zauważyć tego, że historia opowiedziana za pomocą kija i białej piłeczki porusza tematy, z którymi spotykamy się na co dzień — zmiany klimatyczne, katastrofy naturalne czy choćby wyścig najbogatszych o podbój kosmosu (Tesla City i kolonie na Marsie — trudno nie połączyć kropek prawda?)

Summa summarum spędziłem z tym tytułem jeden wieczór, co przełożyło się na 3-4 godziny gry (spokojnie można dołożyć 2x tyle jeśli ktoś będzie chciał zaliczać wszystkie wyzwania i maksować każdy poziom) i muszę przyznać, że sprawił mi on naprawdę sporo frajdy. Podobnie jak recenzowane przeze mnie jakiś czas temu Skate City, Golf Club spędzi pewnie jeszcze trochę czasu na mojej konsoli, gdyż jest idealną grą do odpalenia sobie po całym dniu, żeby odpocząć i rozegrać kilka partyjek bez większego zaangażowania w to co się dzieje na ekranie.

Na koniec ogromne podziękowania dla Untold Games za podrzucenie mi tego tytułu do sprawdzenia!

To tyle na dzisiaj.
Mam nadzieję, że się Wam podobało!
Kuba „PlayStation Fanatyk”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s