Dzisiaj będzie trochę nostalgicznie, bo o moich klasykach automatowych z dzieciństwa, na które wydałem większość mojego kieszonkowego i oszczędności w tamtym czasie 🙂
Nie przedłużając, zapraszam do czytania!
Zacznijmy od tego, czym dla mnie był salon arcade bo musicie wiedzieć, że nie był to zwykły lokal zastawiony automatami a przyczepa aka „Wóz Drzymały”, w której stało jakieś 6-7 maszyn i która zaparkowana była na osiedlu mojej babci, gdzie spędziłem sporą część mojego dzieciństwa. Raz do roku, na miesiąc lub dwa, jej właściciel zapinał ją do swojego auta i zawijał cały majdan nad morze, klepać kasę na turystach a wszystkie dzieciaki z osiedla czekały niecierpliwie, aż wróci z powrotem. Swoją drogą gość musiał nas mieć nieźle dość bo sam też mieszkał kilka bloków dalej, więc gdy latem wybijała 9:00 a jego przybytek nadal był zamknięty, banda rozwścieczonych dzieciaków potrafiła pójść do niego do domu i dzwoniąc domofonem, drzeć się „Szefie, już po 9, czas otwierać” 😀 Serio, dziwie się, że nas nie pozabijał wszystkich w szale…

Atmosfera w tym miejscu była naprawdę gęsta (głownie od dymu z palonych szlugów) a z racji bardzo przestronnego wnętrza tegoż przybytku, wyglądaliśmy mniej więcej jak ludzie na filmikach z japońskiego metra podczas godzin szczytu, przez co dopchanie się do któregoś z automatów było niczym wspinaczka na szczyt.
Pamiętam, że jeden żeton kosztował 50 groszy i w tamtym czasie, kiedy napieprzanie w przyciski jak popadło wydawało się norma, pozwalało to na jakieś kilka minuty gry, gorzej natomiast robiło się gdy np. podczas grania w bijatykę, dołączał się jakiś starszy dzieciak ze skillami, które wydawały się być na pro poziomie – wtedy gra kończyła się jeszcze szybciej. Wszystko to doprowadzało mnie do bankructwa bo jakby nie patrzeć miałem wtedy jakieś 10 lat.
Pamiętam, że bywałem tam tak często, że przez jakiś czas właściciel pozwalał mi pomagać w „salonie” w zamian za darmowe granie.
No ale rozpisałem się i pewnie część z Was już nawet nie czyta dalej 😀 Przejdźmy zatem do gier, które zmieniały się co jakiś czas (najczęściej raz do roku). Czasem, jak w przypadku Metal Slug, były to po prostu kolejne odsłony w serii a czasem na automacie pojawiała się zupełnie nowa, nieznana nikomu gra. No to lecimy!
METAL SLUG 1 / 2 / X
Na pierwszy ogień jedna z moich ulubionych gier z rodzaju przewijanych shooterów 2D a po Contrze to mój klasyk wszech-czasów w tym temacie – Metal Slug. Gra produkcji SNK, genialna w swojej prostocie – przesz do przodu, zbierasz kolejne bronie, ratujesz związanych zakładników i rozwalasz tłumy nacierających na Ciebie przeciwników, od czasu do czasu walcząc z mniejszymi i większymi bossami. Masa wybuchów, różnorodni przeciwnicy, pojazdy i przeogromny wachlarz broni – tak w dużym skrócie można streścić właściwie każdą grę z tej serii. Historia pierwszej odsłony opowiada o walce „Peregrine Falcon” , jednostce należącej do „Regular Army”, która walczy z „Rebellion” – armią generała Donalda Mordena. W kolejnych odsłonach do naszych antagonistów dołączą również kosmici z Marsa, Arabowie, Zombie czy Mumie.
Celowo wymieniłem w nagłówku trzy odsłony bo szczerze mówiąc nie pamiętam zbyt wiele, żeby móc teraz sobie przypomnieć w którą część zagrywałem się najbardziej oraz dlatego, że automat z Metal Slugiem był właśnie jednym z tych na których zawsze była gra z tej jednej serii.
Do dzisiaj pamiętam jak jeden gość przeszedł całą grę, dosłownie na kilku żetonach – każdy obecny, włącznie z właścicielem stali i patrzyli z niedowierzaniem bo był to pierwszy raz kiedy komukolwiek udało się ukończyć Metal Sluga 😉
THE KING OF FIGHTERS 98′
Kolejnym automatem na którym jedynie zmieniana była gra na nowszą z serii był automat z The King of Fighters. Pamiętam, że w ciągu kilku lat przewinęły się tam odsłony od KOF ’94 do KOF ‚2000 jednak to KOF ’98 jest tą, którą zapamiętałem najbardziej 🙂 Może to dlatego, że lamiłem w nią niemiłosiernie, a może dlatego, że mój przyjaciel z dzieciństwa – Robert, wymiatał okrutnie (albo tak mi się wydawało :D). 5ta dosłona w serii, 38 zawodników, każdy ze swoim unikalnym stylem walki i i pojedynki 3 vs 3 aż do finałowego pojedynku z Rugalem. Fabuły to tam w zasadzie nie ma żadnej, gdzieś wyczytałem, że odsłona z 1998 roku miała być odskocznią od Orochi Saga i skupić w jednym miejscu wszystkie dotychczasowe postacie (to wyjaśnia podtytuły Dream Match Never Ends / The Slugfest)
Do tej pory pamiętam swój „Dream Team” – Kyo Kusanagi, Ralf Jones i Kim Kaphwan.
Jakiś czas temu dostałem od mojego przyjaciela port tej cudownej bijatyki w postaci kompilacji The King of Fighters Orochi Saga na PlayStation 2 i choć sam port jest średni to mimo wszystko kiedy podłączyłem mojego arcade sticka do konsoli, powróciły piękne wspomnienia (nawet pamiętałem jak wykonać atak specialny Kim’a).
Jeśli kiedyś będzie mi dane kupić sobie jakiś automat do postawienia w domu to myślę, że KOF ’98 będzie pierwszym jakiego będę szukał.
SHOCK TROOPERS
Kolejna strzelanka na mojej liście, gra która nie zyskała tak dużej popularności jak wymieniona wcześniej produkcja od SNK , głownie dlatego, że jej premiera odbyła się krótko przed wydaniem sequela do rewelacyjnego Metal Slug.
Historia w grze dotyczyła porwania naukowca i jego wnuczki przez złą organizację, „Black Scorpions” w celu uzyskania leku Alfa-301, który przekształciłby ich w nadludzkich żołnierzy a naszym zadaniem jest ich uratować. Do naszej dyspozycji oddano ośmiu żołnierzy, każdy z innego kraju i własną bronią specjalną, w tym:
Jackal/USA,
Milky/Francja,
Loki/Norwegia,
Southern Cross/Australia,
Marie Bee/Rosja,
Rio/Brazylia,
Maru/Japonia,
Big Mama/Kanada
Na gracza czeka 6 plansz i możliwość wyboru ścieżki jaką będziemy podążać w drodze do ostatniego bossa – do wyboru mamy Góry, Dżunglę i Dolinę. Mechanika rozgrywki wyróżnia się tym, że nie poruszamy się z lewej do prawej jak to zwykle bywało w tego typu grach a możemy iść w ośmiu różnych kierunkach.
Ciekawostka – posiadacze Nintendo Switch mogą zakupić cyfrowy port Shock Troopers na swoją konsolę. POLECAM!
STREET FIGHTER ALPHA
Jedna z dwóch na inny system niż Neo Geo, który królował w moim salone i chyba moje pierwsze spotkanie z bijatyką z tej serii, pamiętam, że grałem też w SF2 na amidze 500 mojego przyjaciela ale za cholerę nie mogę tego umiejscowić na osi czasu.
Sequel podobno kontynuuje wątek pojedynku pomiędzy Ryu a Sagatem ale mówiąc szczerze to nie pamiętam dosłownie nic z tego, plus kto wtedy przejmował się fabułą w bijatykach – grunt, że można było sobie dać po mordzie.
Podobnie jak w King of Fighters, tutaj też nie byłem asem 😀 Kiedy chciałem wygrać to grałem głównie Dhalsimem, jednocześnie próbując szlifować skill jako Akuma.
CADILLACS AND DINOSAURS
No i czas na Wisienkę na Torcie, kolejną grę od Capcomu, beat’em up, który pomiędzy takimi produkcjami jak The Punisher, Double Dragon czy Alien vs. Predator.
Rozgrywka toczy się w alternatywnej rzeczywistości w której ludzie doprowadzili do zniszczenia środowiska a w konsekwencji jakimś cudem do życia powracają dinozaury. Gang zwany „Black Marketeers” poluje na nie w bliżej nie określonym celu a naszym zadaniem jest im w tym przeszkodzić. Do naszej dyspozycji oddano czterech bohaterów: Hannah Dundee, Jack Tenrec, Mess O’Bradovich oraz Mustapha Cairo a każdy z nich wyróżnia się swoimi umiejętnościami.
Rozgrywka prosta jak drut – idziemy od lewej, do prawej i tłuczemy po mordach kolejnych przeciwników (którymi jak sama nazwa wskazuje, oprócz ludzi są też dinozaury, które teoretycznie są neutralne i mogą zaatakować zarówno nas jak i wrogów), używając swoich pięści, nóg oraz znalezionych po drodze przedmiotów. Łącznie do pokonania mamy osiem różnych poziomów, z których każdy zakończony jest walką z bossem – wioska, dżungla, garaż, miasto na wodzie, każdy znajdzie coś dla siebie. A i bym zapomniał – tak, jest możliwość jazdy Cadillac’iem 😀
To by było na tyle :), podsumowując ten mój cały wywód to z perspektywy czasu uważam ten czas spędzony na graniu na automatach za naprawdę fajny okres w moim dzieciństwie i myślę, że mogę szczerze powiedzieć, że większość moich najmilszych wspomnień jako gracza, pochodzi właśnie z czasów przesiadywania w salonie gier. Przemawia za tym również to, że do produkcji o których pisałem, wracam w zasadzie cały czas (głownie do King of Fighters i Metal Slug). Oczywiście wymienione gry to nie jedyne jakie wtedy ograłem ale są to gry związane z tym konkretnym miejscem i czasem.
Mam nadzieję, że podobało.
Do następnego!
Kuba „PlayStation Fanatyk”